Dzień na GPW zaczął się bowiem optymistycznie i tym samym już na starcie udało się zmazać nieco plamę po wtorkowej przecenie (WIG20 stracił wtedy 0,9 proc.). Nieważne jednak, jak się zaczyna, ale jak się kończy. Jeśli weźmiemy sobie do serca tę maksymę, to wnioski po środowej sesji nie są jednak optymistyczne.

Na starcie notowań WIG20 znalazł się 0,6 proc. nad kreską. Jak się jednak okazało, było to wszystko, na co tego dnia było stać byki. Wystarczyła właściwie godzina handlu, aby indeks największych spółek naszego parkietu cofnął się do poziomu, na którym zakończył wtorkowe notowania. Do zakupów nie zachęcała chociażby postawa innych europejskich parkietów. Te również miały problemy z obraniem kierunku.

Po tym jednak jak WIG20 oddał poranne zwyżki, przeszliśmy do męczącego przeciągania liny. Oczy inwestorów znowu więc zwróciły się w stronę Wall Street. Jeśli miał skądś przyjść impuls do działania, to tylko stamtąd. I faktycznie przyszedł. Problem jednak w tym, że wszystko działo się na opak.

GG Parkiet

Indeksy amerykańskiego rynku zaczęły dzień od zwyżek, ale to nie zachęciło inwestorów na warszawskim parkiecie do akcji. Wręcz przeciwnie... wejście do gry kapitału zza oceanu spowodowało, że mocy nabrały niedźwiedzie. W ostatniej godzinie handlu WIG20 zjechał pod kreskę i pozostał tam już do końca dnia. Ostatecznie zamknął notowania ze stratą rzędu 0,5 proc. Nasz rynek znowu więc nie wykorzystał szansy na odbicie. ¶