- Notowania na GPW zaczynają odbijać w górę, ale na razie wygrani będą tylko najszybsi i najbardziej zdyscyplinowani spekulanci. Trwały powrót WIG20 powyżej 1641 pkt. można sobie dziś wyobrazić tylko w sytuacji, gdyby epidemia w Polsce miała być opanowana w krótkim terminie, np. w maju. Inaczej szkody w wynikach spółek i polskiej gospodarce nie będą jedynie krótkoterminowe, a każde poważniejsze odbicie na GPW będzie wykorzystywane przez spekulantów do krótkoterminowej gry – mówi „Parkietowi" Wardyn. Jego zdaniem nawet w przypadku realizacji pozytywnego scenariusza nie ma się co łudzić, że nagle polskie akcje mogą długoterminowo stać się relatywnie mocniejsze od amerykańskich, tylko dlatego że ich wyceny są niższe. - Problemy polskich aktywów, które nie pozwalały ich cenom rosnąć przez lata, pozostały. Dlatego to spółki notowane na Nasdaq będą „rozdawać karty" na świecie. W tej chwili w Polsce można liczyć na bardzo mocne „odbicie zdechłego kota", ale jeżeli w USA zostaną przełamane wsparcia, nikt nie będzie trzymał polskich akcji – tłumaczy Wardyn.

Co z analizą techniczną? - . Rynki już zbliżyły się lub wręcz dotknęły ważnych wsparć. Dla WIG20 jest to 1253 pkt., czyli poziom z lutego 2009 r., a dla WIG 35348 pkt., czyli poziom z września 2011 r. Z kolei dla Nasdaq kluczowe wsparcie to 6190 pkt., a dla S&P500 2346 pkt., czyli poziom z grudnia 2018 r. Warto zwrócić uwagę, że długoterminowi analitycy techniczni mogą widzieć dno bessy dopiero w okolicach szczytu hossy internetowej, czyli przy 5132 pkt. na Nasdaq. Mamy do czynienia z prawdziwym krachem, który będzie odnotowany w kronikach giełdowych. W takich sytuacjach analiza techniczna podpowiada potencjalne zakresy ruchów cen tylko wtedy, gdy spojrzymy na wykresy w bardzo szerokim terminie. Analiza podstawowych wskaźników fundamentalnych, takich jak C/Z, nie daje żadnych wskazań. To, że potencjalna stopa dywidendy zwiększyła się dla wielu spółek o kilkadziesiąt procent w ciągu kilkunastu dni, podpowiada jedynie, że wyceny mogą być już bardzo atrakcyjne. Absurd krachu nie wyklucza jednak jeszcze znacznie niższych cen – twierdzi Wardyn.

Jego zdaniem jeśli jednak sytuacja związana z koronawirusem zostanie opanowana i gdy życie wróci już do normalności powrócą również dobre wyniki finansowe, a zdrowe, duże spółki wyjdą z kryzysu relatywnie mocniejsze. - Analizując historię odczytów wskaźnika C/Z wielu polskich spółek w dobrej kondycji finansowej i wypłacających sowite dywidendy, uprawnione jest stwierdzenie, że są one obecnie nisko. Są to poziomy, które w historii naszej giełdy wielokrotnie zwiastowały zatrzymanie spadków (co nie oznacza zmiany trendu na wzrostowy). Dziś kupowanie akcji pod odbicie to gra dla najbardziej wyrachowanych i zdyscyplinowanych spekulantów. Trzeba szybko podejmować decyzje o otwarciu i zamknięciu pozycji, w tym bez sentymentów kasować straty. Piątek i poniedziałek to były dobre dni, które kupującym pozwolą na pewien komfort. Wszyscy, którzy kupowali później muszą liczyć się z tym, że nawet jeżeli już weszliśmy w fazę odbicia, to zmienność i tym samym nerwowość mogą pozostać bardzo wysokie. Takie pozycje trudno więc utrzymać. Co więcej, wielu jest spekulantów, którzy w przypadku odbicia i szybkich wzrostów np. o 20 proc., będą zamykali pozycje i brali zyski ograniczając zasięg ewentualnego odbicia – dodaje Wardyn.