Na GPW jest notowanych ośmiu producentów gier, a na NewConnect piętnastu. Akcje giełdowych studiów deweloperskich tylko od końca sierpnia straciły średnio jedną piątą, a od szczytów sprzed kilku miesięcy ponad jedną trzecią. Za umowną granicę bessy uznaje się 20-proc. spadek wartości, co rodzi zasadne pytanie, w którym miejscu jest branża. Nie brak opinii, że bańka zaczęła pękać.
Czytaj także: Twórcy gier złapali mocną zadyszkę
– Ślepe podążanie za modnymi spółkami z reguły nie jest dobrą strategią inwestycyjną. Przekonał się o tym także Izaak Newton, który po utracie znacznej części majątku w wyniku nieudanej spekulacji na modnych akcjach spółki South Sea Company miał powiedzieć: „Potrafię policzyć ruch gwiazd, ale nie ludzkie szaleństwo" – komentuje Piotr Żółkiewicz, zarządzający funduszem Zolkiewicz & Partners Inwestycji w Wartość FIZ.
Fala negatywnych informacji
Przecena obserwowana w branży gier ma wiele przyczyn. Spółkom 11 bit studios i CI Games zaszkodziły gorsze od oczekiwanych wyniki za drugi kwartał, a w tej drugiej oliwy do ognia dolała perspektywa podwyższenia kapitału zakładowego (przy jednoczesnych zapowiedziach zarządu, że spółka nie potrzebuje dokapitalizowania). Z kolei Vivid Games tanieje od kilku tygodni po sprzedaży sporych pakietów akcji przez członków zarządu. Sytuacji nie poprawiły niedawne informacje o tym, że urząd skarbowy znalazł nieprawidłowości w rozliczeniach bydgoskiej spółki. Z kolei w PlayWayu kapitalizacja mocno stopniała po premierze gry „Phantom Doctrine" – wiązano z nią duże nadzieje, a zebrała mieszane opinie.
Zachowanie kursów producentów gier w ostatnich tygodniach dowodzi, że rynek bardzo emocjonalnie reaguje na negatywnie informacje, a pozytywne wręcz ignoruje (na przykład mimo świetnych wyników Ten Square Games kurs akcji w dniu publikacji raportu zniżkował). To cecha charakterystyczna rynku znajdującego się w fazie spadkowej.