Rynkiem ropy wstrząsnął dzisiejszy raport autorstwa Goldman Sachs. Amerykański bank obniżył bowiem tegoroczne prognozy dla „czarnego złota". Według Kamila Maliszewskiego, analityka Domu Maklerskiego mBanku scenariusz nakreślony przez Goldmana zakładający dalsze spadki, jest bardzo prawdopodobny.
- Ceny ropy naftowej notują nowe minima nie widziane na rynkach od wielu lat. Ropa Brent kosztuje dziś już mniej niż 48 dolarów za baryłkę, a WTI coraz bardziej zbliża się do 46 dolarów. Ciągle daleko im jednak do znalezienia punktu równowagi i nie można wykluczyć krótkoterminowych spadków o kolejne kilkanaście procent. Widać wyraźnie, że rynek szuka jej obecnie w sporej mierze w oderwaniu od sił globalnego popytu i podaży, które jednak z czasem powinny zacząć dochodzić do głosu - tłumaczy Maliszewski.
- Wzrost wydobycia w Stanach Zjednoczonych jawi już pierwsze sygnały spowolnienia, które widzimy w spadkach nakładów inwestycyjnych w branży naftowej. To jednak dopiero początek, a kolejny sygnał, na którego inwestorzy powinni oczekiwać, powinien pojawić się w danych z amerykańskiego rynku pracy, gdzie można spodziewać się w najbliższych miesiącach zwolnień, dążących do dostosowania zatrudnienia do nowych warunków rynkowych - uważa analityk.
Okres adaptacji do nowych cen ze strony firm wydobywczych jest dość powolny ze względu na technologię szczelinowania, będzie jednak postępował i z tego też powodu należy oczekiwać, że trzeci i czwarty kwartał powinny przynieść ograniczenie podaży i co za tym idzie wyższe ceny. Nie można oczywiście zapominać o także istotnym popycie na ropę, który nie rośnie w krajach rozwijających się tak szybko jak można było tego oczekiwać jeszcze kilka kwartałów temu. W tej sytuacji rację może mieć saudyjski Książe Alwaleed bin Talal, który stwierdził w ostatnim wywiadzie, że już nigdy nie zobaczymy cen ropy powyżej 100 dolarów za baryłkę. Liczyć należy się jednak z tym, że na koniec roku ropa może powrócić w okolice 60 dolarów, gdzie zobaczymy dłuższą stabilizację – dodaje analityk DM mBanku.