Kopalnia węgla w Suszcu należy do najmłodszych w kraju. Uruchomiono ją na początku lat 80. XX w. z myślą o eksploatacji bogatych zasobów węgla koksowego. Brak funduszy na zrealizowanie kosztownych inwestycji spowodował, że prace zatrzymano i skupiono się na wydobyciu surowca dla energetyki. Krupiński od lat balansuje na krawędzi, a temat jego ewentualnego zamknięcia powraca co jakiś czas niczym bumerang. Z racji tego, że produkuje węgiel energetyczny i półkoksowy, nie do końca pasuje do strategii Jastrzębskiej Spółki Węglowej, która specjalizuje się w produkcji węgla koksowego. Liczby nie przemawiają na jej korzyść - przez ostatnie 10 lat w zakład wpompowano ponad 1 mld zł, a i tak nie osiągnął on efektów, które dawałyby szansę chociażby na zwrot inwestycji.
I na tym sprawa mogłaby się zakończyć, gdyby nie to, że na obszarze przyległym do koncesji, którą ma Krupiński, rozpoznane jest złoże najdroższego węgla koksowego - typu hard. Ten argument podnoszą górnicze związki zawodowe, nie zaprzecza temu zarząd JSW. W przypadku kopalni Krupiński nie chodzi więc o spór – czy kopalnia ma zasoby węgla czy nie.
Jeszcze rok temu, gdy ceny węgla koksowego leciały na łeb na szyję, JSW stało przed wizją utraty płynności finansowej i ratowało się przed upadkiem. Inwestycja rzędu 300 mln zł – bo tyle miałoby kosztować dotarcie do węgla koksowego w Krupińskim – była marzeniem ściętej głowy. O losach JSW zaczęły decydować banki, które wcześniej pożyczyły jej 1,3 mld zł obejmując obligacje węglowej spółki. Zarząd JSW, a także pracownicy spółki, musieli zgodzić się na wiele ustępstw za cenę zmiany harmonogramu spłaty zadłużenia. Jastrzębska spółka zacisnęła pasa, ograniczyła przywileje górnicze, sprzedała część aktywów i zdecydowała o przeniesieniu do Spółki Restrukturyzacji Kopalń Krupińskiego, który był dla niej za dużym obciążeniem. Dziś, gdy ceny węgla znacząco wzrosły – zarówno energetycznego, jak i koksowego – sytuacja finansowa JSW wyraźnie się poprawiła. Jeśli wierzyć prognozom analityków, przy utrzymaniu wysokich cen surowca jastrzębska spółka może wykazać w tym roku zysk liczony w miliardach złotych. Przy takiej kwocie wydatek 300 mln zł wydaje się bardziej realny. Jest więc duża szansa na to, że w przypadku kopalni Krupiński nie będzie sporu – czy właściciel ma pieniądze na inwestycję czy ich nie ma. Istotą sporu jest natomiast – czy tę inwestycję opłaca się realizować czy ryzyko jest zbyt duże.
Dla związków zawodowych sprawa jest prosta: jest złoże, są pieniądze, więc grzechem byłoby zaprzepaścić szansę na uruchomienie wydobycia węgla koksowego i pozostawienie przy życiu zakładu. Zakładu, który zatrudnia 2 tys. osób i jest sercem gospodarki gminy Suszec. Choć do 1 kwietnia, kiedy Krupiński ma zostać przekazany do SRK, pozostało zaledwie kilka dni, związkowcy nie tracą nadziei. – Mam już trochę wiosen, niejedno widziałem i wiem, że dopóki kłódka nie zawisła na bramie, to zawsze jest szansa na uratowanie kopalni - mówi Krzysztof Łabądź ze związku Sierpień 80.
To jednak zarząd będzie ponosił odpowiedzialność za to, czy inwestycja przyniesienie giełdowej spółce korzyści, czy jedynie zatopi pieniądze wypracowane w czasie koniunktury. - Istnieje bardzo duże ryzyko, że ta inwestycja się nie zwróci – tłumaczy Daniel Ozon, pełniący obowiązki prezesa JSW. Przyznaje, że w pobliżu Krupińskiego jest rozpoznane złoże węgla typu hard. - Problem w tym, że złoże to jest uwięzione w trudnej strefie uskokowej. Nie ma żadnej gwarancji, że udałoby się wydobywać stamtąd surowiec w opłacalny sposób. Na inwestycje w Krupińskim JSW wydało już bardzo dużo pieniędzy, a wydawanie kolejnych, przy małym prawdopodobieństwie sukcesu, nie jest rozsądne – podkreśla Ozon.