Dyskusja nad wprowadzeniem norm dla węgla trwa już od 2014 r. Początkowo politycy chcieli w ten sposób przyhamować napływ do Polski taniego surowca ze Wschodu. Dziś natomiast to główny postulat środowisk proekologicznych oraz samorządów, który ma pomóc w walce o czyste powietrze. Choć dla obecnego rządu walka ze smogiem jest jednym z priorytetów, to jednak problemem okazało się ustalenie limitów obecności siarki w węglu. Przeciwny ich wprowadzaniu był minister energii Krzysztof Tchórzewski. Zrobił tym samym ukłon w stronę polskich kopalń, które dziś z powodzeniem sprzedają zasiarczony węgiel.
– Radykalne propozycje ekologów wywołują ostry opór producentów węgla i w efekcie norm jakości dla węgla nie mamy do dziś – komentuje Aleksander Sobolewski, dyrektor Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla. – Pamiętajmy, że siarka nie jest tą substancją, która martwi nas najbardziej w walce ze smogiem. Największe przekroczenia norm dotyczą obecności w powietrzu pyłów oraz benzo(a)pirenu. Może warto na początek ustalić niezbyt wyśrubowane limity dla siarki, ale jednocześnie przedstawić ścieżkę zaostrzania norm w kolejnych latach – proponuje Sobolewski.
Według naszych informacji właśnie takie rozwiązanie rozważa obecnie resort energii. Kopalnie zyskałyby czas na inwestycje w zakłady przeróbki węgla albo znalezienie innych nabywców na zasiarczony węgiel niż gospodarstwa domowe. Przy limicie na zawartość siarki w węglu na poziomie 0,4–0,6 proc., czego chcą niektóre organizacje, z rynku detalicznego wypadłby właściwie cały polski węgiel. – A przecież nie o to chodzi. Normy dotyczyć będą także innych ważnych kwestii, takich jak wartość opałowa, zawartość popiołu czy uziarnienie. Opóźnianie wprowadzenia tych przepisów w życie nie służy nikomu – apeluje Sobolewski.