Panie Marku, może ujawnimy naszym czytelnikom, że początkowo planowaliśmy w programie poświęcić więcej miejsca wyborom prezydenckim w USA. Ostatecznie zdecydowaliśmy się inaczej rozłożyć akcenty. Dlaczego?
Powód jest prosty - w weekend ujawniono słynne już taśmy z nagraniem Donalda Trumpa sprzed 11 lat (kandydat na prezydenta opowiada o nieudanych podbojach erotycznych w dosadny sposób - red.). Do tego sondaże przedwyborcze dają coraz większe szanse na zwycięstwo Hillary Clinton. W tym kontekście musimy pamiętać, żeby nie sugerować się poparciem procentowym, tylko rozkładem elektorów. Kandydatce Demokratów wystarczy zdobyć poparcie 10 elektorów, żeby wygrać wybory. Obecna różnica 95 elektorów na korzyść Clinton pokazuje, że jej zwycięstwo wydaje się przesądzony. Kolejna ważna sprawa - ujawnienie nagrań doprowadziło do rozłamu w Partii Republikańskiej - Paul Ryan wezwał Republikanów, żeby zajęli się wyborami do kongresu, John McCain w ogóle wycofał się z poparcia dla Trumpa. Znani przedstawiciele partii zaczęli się obawiać, że poparcie dla Trumpa może zdołować zaszkodzić pozycji Republikanów w Kongresie. Niepewność polityczna związana z potencjalną wygraną Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich wyraźnie spadła. Oczywiście przed samymi wyborami, 8 listopada, ryzyko znów się pojawi. Pamiętajmy, że z Trumpem utożsamiają się wyborcy antysystemowi, których siła przebicia w sondażach często jest niedoszacowana. Dość wspomnieć, co działo się przed referendum w sprawie Brexitu - żaden sondaż nie wskazywał, że zwolennicy wyjścia Wielkiej Brytanii z UE mogą zyskać przewagę. Przed samymi wyborami ryzyko będzie asymetryczne - wygrana Clinton niewiele zmieni na rynkach, natomiast zwycięstwo Trumpa może wywołać gwałtowną reakcję.
Mówi pan już o 8 listopada, tymczasem na 19 października zaplanowano kolejną debatę z udziałem kandydatów. Czy naprawdę do samych wyborów na rynkach będzie spokój?