Nasi południowi sąsiedzi mają wreszcie powód do narzekań: ich gospodarka słabnie, a październikowe wybory parlamentarne nie przyniosły wyraźnego rozstrzygnięcia dającego nadzieję, że nowe władze szybko wyprowadzą kraj z kryzysu. Co prawda kraj wyszedł w drugim kwartale 2013 r. z recesji trwającej od końcówki 2011 r., ale już w trzecim kwartale PKB spadł o 0,5 proc. (licząc kwartał do kwartału). To gorzej, niż spodziewali się analitycy. – To pokazuje, w jak trudnej sytuacji jest czeska gospodarka i jak gorzej sobie radzi na tle innych gospodarek regionu. Zaszkodziła jej polityczna niepewność oraz niewystarczające inwestycje i akcja kredytowa. Wygląda na to, że tegoroczny spadek PKB może okazać się większy od tego z 2012 r. (1,5 proc. – red.), a wzrost gospodarczy w przyszłym roku może wynieść jedynie 0,4 proc. – mówi „Parkietowi" Peter Attard Montalto, strateg z banku Nomura International. – Wstępne dane za trzeci kwartał mówią, że o spadku PKB zaważyły przede wszystkim mniejsze inwestycje oraz gorszy bilans handlowy. Czechy wypadają rozczarowująco na tle reszty Europy Środkowo-Wschodniej – wskazuje w rozmowie z nami William Jackson, analityk z firmy badawczej Capital Economics. Jesienne prognozy Komisji Europejskiej mówią, że tegoroczny spadek PKB Czech wyniesie 1 proc., a przyszłoroczny wzrost gospodarczy sięgnie 1,8 proc. Międzynarodowy Fundusz Walutowy spodziewa się odpowiednio spadku o 0,3 proc. i wzrostu o 1,5 proc.
Chude lata
Czechy wpadły w 2011 r. w recesję dlatego, że nałożyły się na siebie dwa procesy: fiskalne zaciskanie pasa realizowane przez kolejne centroprawicowe rządy oraz pogorszenie kondycji na rynkach eksportowych. Mała, otwarta i mocno uzależniona od eksportu do strefy euro gospodarka dostała rykoszetem kryzysu trawiącego Europę Zachodnią i wciąż się z tego nie podniosła.
Kryzys w Czechach to nie tylko gospodarcza dekoniunktura, to również polityczne wstrząsy. Co prawda ich bezpośredni wpływ na gospodarkę i na rynki finansowe okazał się niewielki, ale przetasowania na szczytach osłabiły zdolność władzy do uzdrawiania gospodarki. W lipcu, w wyniku skandalu korupcyjnego, upadł centroprawicowy rząd Petra Necasa. Zastąpił go powstały z inicjatywy lewicowego prezydenta Milosa Zemana bezpartyjny gabinet Jirego Rusnoka. Pod koniec października odbyły się przyspieszone wybory, które przyniosły mocno rozdrobniony parlament. Zwycięzca, czyli socjaldemokratyczna partia CSSD Bohuslava Sobotki zdobyła zaledwie 20,5 proc. głosów i 50 miejsc w 200-osobowej Izbie Deputowanych. Musi więc znaleźć sobie koalicjanta, by rządzić. Parlamentarna układanka jest trudna. W wyborach dobrze wypadła populistyczna partia ANO 2011 miliardera Andreja Babiša (czytaj o nim w ramce), zdobywając 47 mandatów. Następni byli komuniści z KSCM z 33 mandatami, traktowani dotąd jak parias, z którym nikt nie chciał współrządzić. Do parlamentu dostały się też liberalna partia TOP 09 księcia Karela Schwarzenberga (26 mandatów), centroprawicowa ODS (16 mandatów), nowa partia UPD (14 mandatów) i chadecy z KDU-CSL (14). Najbardziej prawdopodobna jest koalicja CSSD, ANO 2011 i ewentualnie UPD lub TOP 09. Część socjaldemokratów chciałaby jednak lewicowej koalicji z komunistami, a sytuację komplikują intrygi prezydenta. Niezwykle trudno jest więc przewidzieć, jaki rząd powstanie i jaką będzie prowadził politykę. Analitycy wskazują jednak, że koalicja budowana wokół socjaldemokratów będzie bardziej skłonna do zwiększania wydatków.
Singer na ratunek
W sytuacji, gdy rząd nie jest w stanie skutecznie rozruszać gospodarki, do działania musiał przystąpić Czeski Bank Narodowy (CNB). Od 2012 r. utrzymuje on swoją główną stopę procentową na rekordowo niskim poziomie 0,05 proc. Na początku listopada zdecydował się rozpocząć interwencje, by osłabić koronę. Bank centralny dał do zrozumienia, że będzie interweniował aż do skutku. – Jest dla nas absolutnie jasne, że to długoterminowa polityka. Pytanie nie brzmi, czy będziemy interweniować w 2014 r., tylko czy to wystarczy – twierdzi Miroslav Singer, prezes CNB.
Od 7 listopada, czyli rozpoczęcia sprzedaży koron na rynku przez CNB, czeska waluta osłabiła się o 5,5 proc. W piątek płacono 27,1 koron za 1 euro, czyli najwięcej od wiosny 2009 r. Bank centralny chciałby utrzymać w długim terminie kurs na zbliżonym poziomie. Czy taka interwencja jest jednak w stanie pomóc pogrążonej w kryzysie gospodarce? Analitycy są zgodni, że jest to jedno z niewielu narzędzi, których można teraz użyć – fiskalna stymulacja na razie z wielu powodów nie wchodzi w grę. – CNB chce w ten sposób uniknąć niebezpieczeństwa deflacji i wynikających z niej zachowań konsumentów. Interwencje na rynku walutowym mają jednak przede wszystkim pomóc czeskim eksporterom. Dla nich słabsza korona jest bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na ich wyniki – wyjaśnia Jackson.