Mamy kolejny dowód na to, że Europa i USA nie są już centrum świata. Walutą, wokół której koncentrują się na początku 2016 r. myśli i emocje inwestorów, nie jest wcale dolar, euro czy frank szwajcarski, tylko chiński juan. Ten rok na giełdach całego świata zaczął się od ostrej przeceny, której epicentrum były parkiety w Szanghaju i Shenzen. Impulsem do tego tąpnięcia była deprecjacja chińskiej waluty. Od końca listopada do 6 stycznia juan stracił wobec dolara 3 proc., czyli tyle, ile podczas sierpniowej dewaluacji . W tym tygodniu Ludowy Bank Chin dokonał na rynku interwencji „o sile bomby atomowej" – jak obrazowo określali to traderzy – i umocnił juana. Działania banku centralnego, polegające na ściąganiu płynności z rynku handlu juanem poza granicami Chin, sprawiły, że w ciągu dwóch dni stopa juanowych pożyczek międzybankowych overnight w Hongkongu skoczyła z wyraźnie poniżej 10 proc. do blisko 67 proc. Choć w kolejny dzień sytuacja się ustabilizowała, to inwestorzy mogą jeszcze przez kilka miesięcy nerwowo spoglądać na kurs chińskiej waluty. Nikt nie wie, na ile skuteczne i jak kosztowne będą interwencje Ludowego Banku Chin.
Finansowy exodus
Czemu obawy o walutę, której kurs porusza się w granicach wyznaczonych przez bank centralny, doprowadzają do tak silnych wstrząsów na światowych rynkach? Gdy w sierpniu doszło do nagłej dewaluacji juana, odezwał się strach przed tzw. wojnami walutowymi. Powszechnie uznano, że Chiny osłabiają swoją walutę po to, by zwiększyć konkurencyjność swojego eksportu i uderzyć w ten sposób w eksporterów z innych państw Azji. Ta teoria nie wytrzymuje jednak krytyki. Juan osłabł przez ostatnie 12 miesięcy jedynie o 6 proc. wobec dolara, a to zdecydowanie za mało, by znacząco wspomóc eksporterów. W tym czasie wiele walut azjatyckich osłabło zdecydowanie bardziej. Won koreański stracił w stosunku do dolara 12 proc., baht tajski 10 proc., a rupia indyjska 7,5 proc. Co prawda jen japoński minimalnie (o mniej niż 1 proc.) umocnił się przez ostatnie 12 miesięcy do dolara – gdyż inwestorzy znów traktowali go jako walutę tzw. bezpiecznej przystani – ale przez ostatnie trzy lata stracił wobec „zielonego" ponad 30 proc., podczas gdy juan tylko 6 proc.
Owszem, słabszy juan pomaga chińskiej gospodarce, ale nie tak, by wyrwać ją z kryzysu. Znaczenie eksportu dla przechodzącej transformację chińskiej gospodarki bywa też często przeceniane. Udział handlu zagranicznego w PKB Chin spadł bowiem przez ostatnie dziesięć lat z 65 proc. do 41 proc.
Tezie o wojnie walutowej najmocniej przeczy to, że chiński bank centralny w ostatnich miesiącach walczył z osłabianiem juana. Tylko w grudniu jego interwencje pochłonęły aż 108 mld USD z rezerw, a w ciągu całego ubiegłego roku rezerwy te zmniejszyły się z 4 bln do 3,3 bln USD. Osłabienie juana jest więc przede wszystkim wynikiem wielkiego odpływu kapitału z Chin, który według szacunków amerykańskiego Departamentu Skarbu mógł sięgnąć tylko w pierwszych ośmiu miesiącach 2015 r. 530 mld USD. Kapitał odpływał w związku z krachem na giełdzie, złą koniunkturą na rynku nieruchomości, spowolnieniem gospodarczym, a także ostrą kampanią antykorupcyjną chińskich władz. Tak wielka rzeka pieniędzy odpływająca z kraju (legalnymi i nielegalnymi drogami) musiała wywołać presję na osłabienie juana. Rynek słusznie uznał tę deprecjację za oznakę tego, że kryzys gospodarczy w Chinach może być głębszy, niż się spodziewano.
Czy interwencje okażą się skuteczne? Zdania wśród analityków na ten temat są mocno podzielone. – Najnowsze komentarze napływające z Ludowego Banku Chin sugerują, że decydenci będą robili co w ich mocy, aby utrzymać kurs juana na stałym poziomie względem koszyka walutowego, składającego się m.in. w 45 proc. z dolara, 30 proc. z euro oraz 20 proc. z jena. Kontrast w polityce pieniężnej Banku Japonii, Europejskiego Banku Centralnego i Rezerwy Federalnej spowoduje osłabienie jena i euro w stosunku do juana, tym samym nie spodziewamy się dalszego mocnego osłabienia chińskiej waluty wobec dolara – mówi „Parkietowi" Enrique Diaz-Alvarez, dyrektor ds. oceny ryzyka w londyńskiej firmie Ebury.