Mały turniej, wielkie zło

Nie brak głosów, że internetowy hazard podkopuje wiarygodność sportu nawet bardziej niż farmakologiczny doping. Na pierwszym miejscu wśród podejrzanych jest tenis.

Publikacja: 27.01.2019 09:00

W tenisie, by wypaczyć wynik meczu, trzeba porozumieć się tylko z jednym człowiekiem.

W tenisie, by wypaczyć wynik meczu, trzeba porozumieć się tylko z jednym człowiekiem.

Foto: Shutterstock

Dlaczego? To proste, co podkreślają wszyscy zaangażowani w ten proceder zarówno korumpujący, jak i korumpowani. W tenisie, by wypaczyć wynik meczu, trzeba porozumieć się tylko z jednym człowiekiem – nie ma partnerów z drużyny, którzy patrzą i mogą nabrać podejrzeń, w turniejach mniejszej rangi – a tam oszustw jest najwięcej – nie ma też praktycznie publiczności. Tenisista niczego nie ryzykuje, zawsze może powiedzieć, że coś go bolało, że w połowie seta poczuł ukłucie w kręgosłupie, czego nie zweryfikuje żaden fizjoterapeuta, a nawet lekarz. Od kiedy w internecie można się zakładać praktycznie o wszystko i to już w trakcie meczu, nie musi nawet przegrać, wystarczy, że odda jednego seta, który był przedmiotem zakładu.

Druga pięćsetka

Turnieje najniższej rangi (cykl Futures), w których grają zawodnicy z drugiej światowej pięćsetki, narażone są najbardziej. To tam bukmacherzy oszuści zbliżają się do zawodników i proponują np. 3000 dolarów za ustawienie meczu, podczas gdy nagroda dla zwycięzcy wynosi 2000 i by ją zdobyć, trzeba wygrać pięć–sześć spotkań z zawodnikami tej samej klasy i z takim samym trudem wiążących finansowy koniec z końcem. Pokusa jest więc ogromna, bo na dole tenisowej piramidy odbywa się brutalna walka o byt, a porażka boli, tym bardziej że każdemu z graczy wydawało się, że złoty pociąg już stoi na peronie, wystarczy wskoczyć i odjechać do świata, nad którym słońce nigdy nie zachodzi. Mówi o tym wielu tenisistów, których stać na szczerość, niestety ostatnio coraz częściej przy okazji bukmacherskiego skandalu.

„Maestro" w akcji

Sygnałów, że gangrena postępuje, przybywa, od kiedy Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) powołała specjalną jednostkę do monitorowania internetowego hazardu. W ubiegłym roku za fałszowanie wyników meczów zgodnie z wolą bukmacherów ukarano 21 graczy, a budżet Tennis Integrity Unit, tj. organizacji walczącej z fingowaniem meczów, wzrósł do blisko 5 mln dol. Pomimo to wielu zawodników przyznaje, że otrzymywali korupcyjne propozycje i widać już wyraźnie, że – podobnie jak z farmakologicznym dopingiem – sport sam sobie nie poradzi i potrzebna jest ingerencja władz państwowych, a mówiąc wprost – policji i prokuratury. I taka ingerencja następuje.

Niedawno w Hiszpanii policja zrobiła rewizje w ośmiu domach, zablokowano 42 konta bankowe, zatrzymano 83 osoby podejrzane o ustawianie meczów. Najbardziej zatrważająca była informacja, że wśród zatrzymanych jest 28 zawodowych tenisistów, głównie zupełnie nieznanych, ale także jeden, który uczestniczył w ubiegłorocznym wielkoszlemowym turnieju US Open, a tam już gra elita.

Jeszcze dalej poszła policja francuska, która uderzyła w oszustów podczas małego turnieju w Bressuire. Zatrzymano i przesłuchano dwóch tenisistów i tu już – w przeciwieństwie do śledztwa hiszpańskiego – padły nazwiska. Podejrzani to Francuzi Mick Lescure (25 lat, 487. w światowym rankingu w roku 2018) i Jules Okala (21 lat, najwyższe miejsce w rankingu – 381.). Jak poinformowała paryska gazeta sportowa „L'Équipe", obaj przyjęli propozycje korupcyjne hazardowych oszustów. Śledztwo wykazało, że szefem gangu jest mieszkający w Belgii, a urodzony w Armenii Grigor S., zwany Maestro. Podobno to człowiek dobrze znany w tenisowym światku, o którym słyszała większość graczy, nawet jeśli się do tego nie przyznają.

„Maestro" wysyła w świat wielu tzw. obserwatorów, którzy na małych turniejach siedzą na trybunach i za pomocą telefonu informują organizatorów przestępczego procederu o wydarzeniach na korcie. Często też kontaktowali się z graczami, bo podczas imprez najniższej rangi długo nikt nie zwracał na to uwagi. Ale podczas dużych – jak najbardziej, gdyż świadomość niebezpieczeństwa stopniowo wzrastała. Organizatorzy turnieju Roland Garros w Paryżu ujawnili, że zdarzało im się wyrzucać z kortów ponad 40 „sygnalistów". W Australii taka działalność jest już przestępstwem kryminalnym, ale chętnych nie brakuje, bo można zarobić nawet 2000 euro tygodniowo plus zwrot kosztów podróży i hotelu.

Zaczęło się w Sopocie

Globalne zainteresowanie internetowym hazardem i oszustwami z nim związanymi zaczęło się od wydarzenia, które miało miejsce w Polsce, w Sopocie w roku 2007. Bohaterem afery był jeden z najlepszych tenisistów świata, Rosjanin Nikołaj Dawydienko. W drugiej rundzie przegrał on z Argentyńczykiem Martinem Vasallo Arguello, a jedna z brytyjskich firm bukmacherskich ogłosiła, że internetowi gracze obstawiali porażkę Rosjanina, nawet gdy on jeszcze prowadził i w grę wchodziły ogromne sumy. Wszczęto śledztwo z udziałem Scotland Yardu, ale niczego Dawydience nie udowodniono i odszedł on bez hańbiącej ujmy na honorze, choć raczej w niesławie. Ta sprawa obudziła czujność trwającą do dziś.

By pokusa była mniejsza

Po Dawydience najsławniejsza była wpadka dwóch Włochów – Potito Starace i Daniele Braccialego. Obaj byli graczami naprawdę znanymi, a skończyli jako najwięksi przyłapani na gorącym uczynku hazardowi złoczyńcy. Oszukiwali podczas wcale niemałego turnieju w Barcelonie w roku 2011 (ATP World Tour 500). Sprawa wyszła na jaw dopiero trzy lata później podczas śledztwa prokuratury w Cremonie dotyczącego korupcji w tenisie. Dowody były ewidentne, pomimo to Starace nie przyznał się do winy, a Bracciali tylko częściowo. Po długiej batalii prawnej Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) swoją decyzję ogłosiła pod koniec ubiegłego roku. Starace – u szczytu kariery 27. singlista i 40. deblista światowego rankingu – został zdyskwalifikowany na dziesięć lat, i musi zapłacić grzywnę, wysoką nawet jak na tenisowe stosunki: 100 tys. dol. Bracciali został ukarany jeszcze bardziej surowo – dyskwalifikacją dożywotnią i karą finansową w wysokości 250 tys. dol. Do tych dolegliwości dochodzi jeszcze zawodowa banicja – zakaz wstępu dla obu na turnieje tenisowe pod egidą ITF.

W nielegalnym hazardowym procederze jest też polski wątek. Piotr Gadomski (dyskwalifikacja na siedem lat i 15 tys. dol. grzywny) oraz Arkadiusz Kocyła (pięć lat i też 15 tys. dol.) naruszyli zasady kodeksu antykorupcyjnego ITF i ponieśli karę.

Pomimo coraz większych środków przeznaczonych na walkę z tenisową korupcją mało kto wierzy, że proceder ten zostanie szybko wypleniony. Wielu graczy prywatnie opowiada o tym, jak podchodzili do nich ludzie proponujący szybki zysk, i zapewnia, że każdy, kto mówi, że nigdy o tych zabiegach przestępców nie słyszał – kłamie.

Tenisowe władze reagują też w inny sposób – od kilku lat przy wzroście nagród w prestiżowych turniejach (przede wszystkim w Wielkim Szlemie, czyli Australian Open, Roland Garros, Wimbledonie i US Open) oprócz bajecznych wynagrodzeń dla asów rosną też premie dla tych, którzy odpadają w pierwszej rundzie i grają w kwalifikacjach do turnieju głównego, tak by na starcie kariery było im łatwiej i pokusa, by ulec podszeptom oszustów, była mniejsza. To mądre rozwiązanie, choć zło zaczyna się jeszcze niżej, tam gdzie grają ci, którzy swą wielką szansę już stracili lub nigdy jej nie dostaną. Mały turniej oznacza często wielkie zło.

Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę
Parkiet PLUS
Przymusowy wykup akcji nie jest możliwy
Parkiet PLUS
Zagraniczne spółki z potencjałem
Parkiet PLUS
Obsługując naszych klientów, staramy się myśleć dokładnie tak jak oni