Cały świat z uwagą śledzi doniesienia ze Szwecji. W mediach społecznościowych wybuchają kłótnie o interpretację szwedzkich statystyk zachorowań i zgonów. Jedni od tygodni wieszczą temu krajowi pandemiczną katastrofę, inni twierdzą, że przejdzie on przez globalny kryzys suchą stopą. Władze Szwecji wywołały takie emocje, decydując się na wprowadzenie o wiele łagodniejszych restrykcji związanych z pandemią niż w innych krajach. Objęły one głównie zakaz zgromadzeń publicznych liczących więcej niż 50 osób, zakaz odwiedzin w domach starców oraz zamknięcie szkół średnich i uniwersytetów. Szkoły podstawowe, galerie handlowe, restauracje i bary nadal działały. Rząd jedynie zalecał obywatelom dystansowanie społeczne.
Jaki jest tego efekt? W końcówce maja blisko 35 tys. potwierdzonych przypadków zachorowań i ponad 4 tys. zgonów. Dla jednych to bardzo mało, dla innych katastrofalnie dużo. Szwecja to kraj liczący nieco ponad 10 mln ludzi z gęstością zaludnienia wynoszącą 22,2 osoby na km kw. (w Polsce są to 124 osoby na km kw.). Liczba zgonów na Covid-19 na 1 mln mieszkańców sięgnęła tam 396, gdy w sąsiedniej Danii 97, w Finlandii 55, w Norwegii 43, a w Polsce 26. Jest ona wyższa niż np. w USA (295), ale niższa niż choćby we Francji (435).
O ile Brytyjczycy czy Francuzi mogą z zazdrością patrzeć na Szwecję jak na kraj, który lepiej poradził sobie z pandemią, o tyle rządy państw skandynawskich myślą o utrzymaniu na dłużej ograniczeń w przyjmowaniu podróżnych ze Szwecji. Może jednak Szwecja uratowała w ten sposób swoją gospodarkę przed głęboką recesją? Na pewno liberalne podejście do walki z pandemią pomogło złagodzić szok gospodarczy, ale trudno uznać Szwecję za „zieloną wyspę" wolną od kryzysu. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że PKB Szwecji spadnie w tym roku o 6,8 proc., a Komisja Europejska spodziewa się spadku o 6,1 proc. Magdalena Andersson, szwedzka minister finansów, przedstawiła prognozy mówiące o skurczeniu się gospodarki w tym roku o 7 proc. Spadek PKB Szwecji może być więc nieco większy niż w krajach sąsiednich, w których wdrożono ostrzejsze środki zapobiegające pandemii.
Dobrowolny kryzys
To, że w Szwecji rząd nie wprowadził tak ostrych restrykcji jak np. w Polsce, nie oznacza, że tamtejsza branża usługowa przejdzie przez kryzys suchą stopą. Zdyscyplinowane społeczeństwo zastosowało się bowiem do zaleceń dotyczących dystansowania społecznego. (Złośliwi mówią, że Szwedzi trzymali dystans społeczny na długo przed pandemią. Sztokholm po zmroku sprawiał wrażenie miasta mniej „żywego" niż Warszawa czy Budapeszt). Państwowy urząd Statistics Sweden przedstawił statystyki dotyczące sprzedaży w poszczególnych branżach oparte na danych dotyczących ściągalności VAT. Sugerują one, że sprzedaż w restauracjach zmniejszyła się w okresie pandemii o ponad 50 proc., w instytucjach kultury o blisko 50 proc., taksówki miały o ponad 40 proc. mniej klientów, a hotele o ponad 80 proc. mniej. Choć kina w Szwecji pozostały otwarte, to w marcu sprzedaż biletów spadła niemal do zera. Jeden z sondaży pokazał, że 40 proc. spółek ze szwedzkiego sektora usług obawia się bankructwa.
– Sytuacja nie jest tak zła jak we Francji, gdzie aktywność w branży hotelarskiej i kateringowej spadła do 10 proc. normalnego poziomu, ale różnica nie jest aż tak wielka. Wyższe wydatki na dobra konsumenckie odpowiadają natomiast falom panicznego wykupywania niektórych produktów, których doświadczyły też inne kraje. O ile Szwecja ma się lepiej niż państwa najbardziej dotknięte pandemią, o tyle sytuacja jest wciąż alarmująco zła. Doświadczenia Szwecji sugerują, że może minąć dużo czasu, zanim aktywność gospodarcza w innych krajach wróci do normalnych poziomów – twierdzi David Oxley, ekonomista z firmy Capital Economics.