Wprawdzie zagranicznych spółek na GPW jest obecnie tylko 51 spośród wszystkich 433 notowanych na głównym rynku, ale od paru lat odpowiadają one za połowę jego kapitalizacji wynoszącej teraz 1,14 bln zł. UniCredit przygotowuje się do opuszczenia GPW (jest tu notowany od 2007 r. na zasadzie dual listingu), co może spowodować, że łączna kapitalizacja naszej giełdy stopnieje o ponad 8 proc. Włoski gigant finansowy to znana marka, ale czy dał polskim inwestorom szanse na zarobek? Przyjrzeliśmy się tym spółkom z zagranicy, które są odpowiednio płynne.
Obroty bolączką
Już ten warunek mocno ogranicza pulę zagranicznych firm z GPW, którymi warto się zainteresować (wzięliśmy pod uwagę tylko te, które faktycznie pochodzą z zagranicy i tam prowadzą większość swojego biznesu). W przypadku sześciu spółek w całym 2020 r. nie zawarto żadnej transakcji, co wynika m.in. z zawieszenia przez GPW handlu, dotyczy to takich firm jak ukraińskie KDM Shipping i Sadovaya, chińskich Fenghua, JJ Auto i Peixin oraz węgierskiego E-Stara. Kolejna grupa to spółki, których średnie obroty na jedną sesję w 2020 r. były śladowe (Talanx i Auga, gdzie jednego dnia handlowano akcjami wartymi ledwie po paręset złotych). Nieco lepiej było w przypadku Euroholdu i Sleepz (po około 1 tys. zł na sesję), ale to wciąż za mało na bezpieczne handlowanie. Dwa razy większe obroty były w przypadku Silvano i City Services. W przedziale obrotów 3 tys. – 15 tys. zł na sesję znalazło się osiem spółek, siedem zaś w zakresie od 15 tys. do 75 tys. zł. Górny pułap tego drugiego zakresu to już odpowiednio duże obroty do płynnego handlu, nawet dla zamożniejszych inwestorów indywidualnych (zakładając, że nie wkładają wszystkich jaj do jednego koszyka). Średnie obroty powyżej 100 tys. zł na sesję były w 2020 r. w przypadku 14 firm.
Od paru lat w czołówce zagranicznych emitentów pod względem płynności i wielkości obrotów są AmRest i Kernel, zaliczane do mWIG40 i wyceniane odpowiednio na 7,3 mld zł i 4,7 mld zł. Podobnie było w 2020 r., gdy średnia wartość obrotów ich akcjami na sesję wyniosła 7,8 mln zł i 2,2 mln zł. Dla porównania tacy giganci finansowi jak hiszpański Santander i włoski UniCredit wyceniani są na odpowiednio 233 mld zł i 94 mld zł i w ich przypadku średnie obroty na sesję wyniosły 269 tys. i 105 tys. zł. To już wystarczające poziomy dla inwestorów indywidualnych i w tym zakresie nastąpiła spora poprawa, bo w poprzednich latach walorami Santandera i UniCreditu na GPW handlowano znacznie mniej (ledwie po parę tys. zł na sesję).