Niedawna silna korekta na rynku kryptowalut, podczas której bitcoin tracił nawet po 30 proc. dziennie, była sprowokowana m.in. przez groźne pomruki chińskich regulatorów. Chińskie władze zakazały bankom i firmom finansowym angażować się na tym rynku. – Potrzebne jest uderzenie w „wydobycie" bitcoinów oraz w zachowania spekulacyjne, by przeciwdziałać transmisji ryzyka indywidualnego na pole społeczne – stwierdził Liu He, wicepremier kraju. Władze regionu autonomicznego Mongolia Wewnętrzna zagroziły już firmom telekomunikacyjnym i informatycznym, że odbiorą im licencje i uniemożliwią oferowanie usług, jeżeli nadal będą one ułatwiały wydobycie kryptowalut. Mongolia Wewnętrzna dotąd uchodziła za główne chińskie centrum działalności kryptowalutowej, a przyciągała entuzjastów wirtualnych coinów głównie tanim prądem. Odpowiadała za 8 proc. globalnego wydobycia kryptowalut, czyli za więcej niż całe USA. Teraz jednak władze chcą wykorzenić jakąkolwiek aktywność związaną z kryptowalutami w tym regionie. Oficjalnie dlatego, że tzw. kopanie bitcoinów zużywa zbyt dużo prądu. Wyjaśnienia nie brzmią jednak zbyt przekonująco.
Chińscy regulatorzy od lat są znani z niechęci do kryptowalut. Już w 2017 r. zakazali działalności na obszarze kraju giełdom kryptowalutowym i do lipca 2018 r. zamknęły 173 tego typu instytucje. Handel przeniósł się poza Chiny, ale wielu mieszkańców Państwa Środka nie zrezygnowało z inwestowania w wirtualne waluty. Władze dostrzegają w tym zagrożenie dla swojego monopolu monetarnego i reagują ostrzej niż wiele innych państw. Obecnie zaś mają nową motywację do walki z bitcoinem i jego pochodnymi. Realizują wszak projekt własnej wirtualnej waluty – cyfrowego juana. O ile bitcoin, ethereum czy dogecoin są traktowane przez inwestorów jako aktywa alternatywne, powstałe niejako w kontrze do polityki banków centralnych i rządów, o tyle cyfrowy juan ma być przeciwieństwem dla tych „anarchistycznych" kryptowalut i pozwolić na zwiększenie kontroli rządu chińskiego nad gospodarką.
Nadzór totalny
Obecnie około 50 państw prowadzi różnego rodzaju badania nad CBDC, czyli walutami cyfrowymi banków centralnych (skrót od ang. central bank digital currency). Najbardziej zaawansowane pod tym względem są Wyspy Bahama i Kambodża, które zdołały już uruchomić systemy umożliwiające płatności tego typu walutami (oczywiście jedynie na skalę swoich bardzo małych rynków finansowych). Spośród dużych krajów w pracach nad stworzeniem CBDC najbardziej do przodu poszły właśnie Chiny. Opracowują cyfrowego juana już od 2014 r., a jesienią zeszłego roku uruchomiły jego wersję testową. W ostatnich miesiącach ponad 100 tys. mieszkańcom wielkich miast przekazano „darmowe" jednostki tej waluty, by płacili nimi za drobne zakupy w wybranych sklepach. Ponadto w ramach eksperymentu przeprowadzonego wspólnie z Ludowym Bankiem Chin koncern JD.com, czyli potentat z branży handlu internetowego, zaczął płacić części swoich pracowników w cyfrowych juanach i rozliczać się w tej walucie z niektórymi kontrahentami. Testy rozszerzono też na Hongkong. Mieszkańcy tej metropolii, posiadającej własną walutę i traktowanej jako odrębna gospodarka, mogą płacić cyfrowymi juanami w przygranicznym mieście Shenzen. Li Bo, wiceprezes Ludowego Banku Chin, zapowiedział niedawno, że testy elektronicznej waluty zostaną wkrótce rozszerzone. Bankowi zależy na tym, by cudzoziemcy mogli płacić cyfrowymi juanami podczas zimowych igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2022 r. Docelowo pieniądz ten będzie mógł zastąpić tradycyjne banknoty. Władze rozważają scenariusz, w którym kreacji każdego nowego juana w wersji cyfrowej ma towarzyszyć likwidacja jednego w wersji papierowej.
CBDC przede wszystkim ma dać bankowi centralnemu bezprecedensową możliwość śledzenia transakcji. Pozwoli mu lepiej kontrolować aktywność prowadzoną przez popularne systemy transakcyjne takie jak Alipay czy WeChatPay. Umożliwi również automatyczne pobieranie podatków i grzywien z kont obywateli. Według „The Wall Street Journal" bank centralny będzie mógł też za pomocą CBDC stymulować konsumpcję w okresach gorszej koniunktury gospodarczej. Rozwiązanie ma być wyjątkowo proste i skuteczne – do wydawania cyfrowych juanów mieszkańcy Chin mają zostać przymuszeni za pomocą groźby ich wygaśnięcia. Opcja wyposażenia tej waluty w datę ważności już zresztą została przetestowana.
„To nie jest tylko eksperyment techniczny. To jest również gigantyczny skok Komunistycznej Partii Chin ku zwiększeniu kontroli nad społeczeństwem chińskim" – piszą Yaya Fanusie i Emily Jin, eksperci think tanku Center for a New American Security.