Mijający rok, patrząc z perspektywy giełdy amerykańskiej, rozpieszczał inwestorów. S&P 500 wzrósł do 19 grudnia o niemal 28 proc., zaś technologiczny Nasdaq o prawie 34 proc. Mało kto na rynku pod koniec ubiegłego roku obstawiał takie wyniki rynku akcji za oceanem. Pamiętajmy jednak, że ubiegły rok, z wyłączeniem ostatnich dni grudnia, zakończył się najsilniejszą od kilku lat korektą, i to jak na razie ostatnią. Od szczytu w 2018 roku indeksy amerykańskie wzrosły odpowiednio 9 proc. w przypadku S&P 500 oraz 9,2 proc. w przypadku Nasdaqa. Te stopy zwrotu nie są już tak imponujące, są za to zaskakująco zbieżne z tak zwanym konsensusem analityków na 2020 rok.
Czy jednak, biorąc pod uwagę roczny entuzjazm, można zamknąć oczy i zostawić pozycje na rynku amerykańskim nietknięte przez najbliższych 12 miesięcy?
Zdecydowanie nie! Przede wszystkim, jak już wspomniałem, dawno nie było istotnej korekty, zaś przy rekordowych poziomach indeksów aż prosi się o zdrową korektę. Pretekstów można wymienić aż nadto. Po pierwsze, 2020 rok jest okresem wyborów prezydenckich, a ten okres często charakteryzuje się podwyższoną zmiennością. Chociaż można zakładać, że w najbliższych miesiącach Donald Trump będzie dbał o dobre samopoczucie inwestorów. Po drugie, zawarte pod koniec roku porozumienie USA z Chinami nie rozwiązało praktycznie żadnej istotnej spornej kwestii. Temat zapewne powróci w najbliższych miesiącach. Trzecim czynnikiem może być gospodarka Stanów Zjednoczonych. Bieżące dane są w oczywisty sposób dalekie od recesji, ale pogorszenie odczytów wskaźników wyprzedzających nie wróży niczego dobrego.
Nie wybiegając jednak dalej w tych pesymistycznych wizjach, koniec roku w USA powinien być spokojny. Skorzysta na tym również krajowa giełda, gdzie trudno oczekiwać w tym okresie istotnych inicjatyw, które mogłyby popsuć nastroje.
Przed nami jeszcze trzy sesje giełdowe. Życzę więc sobie i Państwu, by GPW nie popsuła świątecznych, spokojnych nastrojów. ¶