Pomimo tych niesprzyjających naszej walucie czynników i braku publikacji danych makro poniedziałkowa sesja przyniosła uspokojenie nastrojów i wyhamowanie wcześniejszych spadków w notowaniach PLN. Tak jak oczekiwaliśmy brak umocnienia złotego na poniedziałkowej sesji w warunkach niskiej zmienności pary EUR/USD nie był dobrym znakiem dla krajowej waluty. Inwestorzy wyczekiwali na serię ważnych publikacji makro z USA oraz strefy euro, które miały kluczowe znaczenie dla złotego. Wraz ze spadkiem kursu eurodolara obserwowaliśmy powrót do deprecjacji PLN. Przewaga podaży na rynku krajowej waluty to w znacznej mierze wynik wypłat dywidend dla inwestorów zagranicznych. Złotemu nie pomogły nawet podniesione we wtorek przez Ministerstwo Finansów prognozy dynamiki PKB z 5,5 do 5,7 %. Brak reakcji rynku pokazał, że inwestorzy przywiązują większe znaczenie do kontekstu międzynarodowego niż informacji napływającymi z naszej gospodarki. Taki stan rzeczy wyjaśnia fakt, że to właśnie umocnienie dolara i dynamiczny wzrost rentowności amerykańskich papierów były głównymi czynnikami przesądzającymi w tym tygodniu o atmosferze na parkietach giełdowych i osłabieniu walut emerging markets. Z drugiej strony inwestorów zaskoczył odczyt majowej inflacji CPI. Konsensus rynkowy wynosił 2,1% r/r, tymczasem główny wskaźnik sięgnął 2,3% r/r. Wyższa od prognoz figura rozbudziła oczekiwania krajowych inwestorów odnośnie możliwości podwyżki stóp procentowych już na lipcowym posiedzeniu RPP. W czwartek złotego wsparły "jastrzębie" wypowiedzi członka RPP J.Czekaja, który stwierdził, że zarówno w tym jak i przyszłym roku możemy spodziewać się podwyżek stóp procentowych, a inflacja przekroczy 2,5% r/r. Z drugiej strony publikacja odczytów dynamiki pieniądza M3 nie potwierdza narastania presji inflacyjnej. Może to utwierdzić inwestorów w przekonaniu, że zgodnie z tym, co pisaliśmy wcześniej, podwyżka kosztu pieniądza nie nastąpi wcześniej niż po wakacjach. Pod koniec tygodnia krajową walutę wsparła stabilizacja na amerykańskim rynku długu oraz niewielkie wahania EUR/USD. Na ostatniej sesji w tym tygodniu poznaliśmy publikację dotyczącą deficytu obrotów bieżących, który przekroczył oczekiwania rynku i sięgnął w kwietniu 678mln euro. Brak reakcji inwestorów na te dane potwierdził nasze wcześniejsze przekonanie, że oczy inwestorów są obecnie zwrócone w kierunku rynku międzynarodowego i danych makro z nich napływających. W piątek kurs EUR/PLN znalazł się na istotnym wsparciu 3,79, czyli na poziomie o 4 grosze niższym w porównaniu do poniedziałkowego kursu. Na przestrzeni całego tygodnia zniżkował również kurs USD/PLN, który obecnie oscyluje wokół poziomu 2,8450. Oczekujemy, że PLN nadal będzie pozostawał pod wpływem sytuacji na rynku międzynarodowym.
W nadchodzącym tygodniu poznamy publikacje dotyczące średniej płacy w maju, produkcji przemysłowej oraz inflacji PPI. Dane te pozwolą bliżej określić perspektywy działań naszych władz monetarnych odnośnie stóp procentowych.
Ostatni tydzień przyniósł kontynuację spadków eurodolara, choć obserwowaliśmy także odreagowanie tego ruchu. Kurs głównej pary zniżkował z poziomu 1,3375 o ponad figurę, do 1,3265 USD, po czym ustabilizował się w okolicach 1,33. Początkowo za zniżką stały wciąż rosnące rentowności amerykańskich obligacji - te dziesięcioletnie znalazły się na najwyższym poziomie od 2002 roku (5,32%). Taki układ sugerował nieco większe prawdopodobieństwo podnoszenia stóp przez FED niż cięcia oprocentowania. Na niekorzyść wspólnej waluty działały nienajlepsze dane ze Starego Kontynentu - kwietniowa produkcja przemysłowa spadła o 0,8% m/m, choć oczekiwano, że wzrośnie o 0,2% m/m., zaś ostateczna inflacja HICP za maj wyniosła 0,2% m/m (prognoza 0,3% m/m). Sytuacja ekonomiczna państw "trzynastki" w ostatnim czasie nieco się pogarsza, silne euro szkodzi eksporterom, a wyższe stopy odbijają się na tempie wzrostu. Kolejnych podwyżek kosztu pieniądza w eurostrefie można spodziewać się w IV kw. Publikacje amerykańskie napawały za to umiarkowanym optymizmem. Deficyt budżetowy w maju zwiększył się mniej niż oczekiwano i wyniósł 67,7 mld USD, ceny importu wzrosły trzykrotnie bardziej niż zakładano w prognozach (o 0,9% m/m), także dynamika kluczowej dla największej gospodarki świata sprzedaży detalicznej pozytywnie zaskoczyła analityków i wyniosła 1,3% m/m, (szacowano 0,7% m/m). Prodolarowe były także odczyty inflacji producentów za poprzedni miesiąc (4,1% r/r, poprzednio 3,2% r/r, wskaźnik bazowy 1,6% r/r, w kwietniu 1,5% r/r), choć jego dekompozycja wskazuje na duży udział paliw w tej aprecjacji. Informacje te nie pomogły jednak wystarczająco dolarowi - rynkowi gracze oczekiwali na wyniki inflacyjne na poziomie konsumenta, licząc, że także ten wskaźnik pozytywnie zaskoczy. Eurodolar zatrzymał się na cenie 1,33 USD, wydawało się, że inwestorzy zdyskontowali już pozytywne wieści zza Oceanu i dolarowi zabraknie siły do ciągnięcia w dół notowań głównej pary. Opublikowane w piątek dane rzeczywiście okazały się korzystne dla gospodarki amerykańskiej - indeks aktywności przemysłowej w okręgu Nowy Jork Empire State niespodziewanie wzrósł do 25,75 pkt., przy prognozie 10,8 pkt.. Inflacja CPI z powodu wyższych cen paliw wzrosła do 2,7% r/r (konsensus 2,6% r/r). Eurodolar właściwie jednak nie zareagował, gdyż wskaźnik bazowy wypadł o 0,1% gorzej od prognoz i osiągnął wartość 2,2% r/r, co pociągnęło za sobą dalsze spadki rentowności ku linii kanału. Szanse na podwyżki stóp jeszcze w tym roku spadły. W minionym tygodniu władze monetarne Szwajcarii i Japonii zadecydowały o losach dwu najsłabszych walut - franka i jena. SNB, zgodnie z prognozą podniósł stopy procentowe, co jest uzasadnione dobrymi wynikami gospodarczymi i podobną decyzją ECB. Rynek był jednak pewny tego ruchu i szwajcarska waluta kontynuowała osłabienie. Z kolei BOJ pozostawił koszt pieniądza na poziomie 0,5%, co także nie było żadnym zaskoczeniem. Dosyć miękkie komentarze szefa banku, Fukui oraz nienajlepsze dane z Kraju Kwitnącej Wiśni doprowadziły jednak do dalszego osłabienia jena, który w odniesieniu do dolara był najsłabszy w historii. Sprzyjało to oczywiście światowym giełdom i walutom emerging markets pod koniec tygodnia.
Światowy kalendarz makroekonomiczny na najbliższe 7 dni jest raczej ubogi i koncentruje się w dużej mierze na Starym Kontynencie.
Sporządził: