A może to efekt słabości i przygotowanie do spadku większego niż tylko korekta o 10-15 proc.? Odpowiedzi nie znamy.
Wiadomo jednak, że o ile chodzi o fundamenty, to one może i gonią rynek akcji, ale problem w tym, iż pod tym względem druga połowa roku i początek przyszłego nie będą już tak dobre, a to jest obecnie horyzont, który rozpatrują gracze na rynku akcji. Wiadomo już teraz, a było wiadomo i wcześniej, że sytuacja makro będzie się poprawiać. Wprawdzie dyskutowano nad tempem tej poprawy, ale sam cykl nie był przedmiotem sporu. Teraz realizuje się to, co wcześniej zakładano, i tylko wspomniane tempo zmian może być dla części obserwatorów zaskakujące.
Mocna dynamika produkcji przemysłowej cieszy i pewnie będzie jeszcze nas rozpieszczać nie raz. Tylko że to już mamy w cenach. Jeśli chodzi o przyszłość, sfera makro nie ma już nam wiele przyjemnych rzeczy do zaoferowania. Jak więc postrzegać ostatnie zmiany? Jeśli faktycznie rynek "czeka", to może się nie doczekać. Może to rynek dopasuje się do makro? Niektórzy są zdania, że obecna faza szarpanego wzrostu to jakby korekta w biegu, po której pojawi się kolejna fala mocnego wzrostu cen.
O ile każdy scenariusz rozwoju wypadków na rynku akcji przyjmę z pokorą, to w tej chwili trudno jest mi dla takich oczekiwań znaleźć uzasadnienie fundamentalne w sferze makroekonomicznej. Oczywiście zawsze muszę zakładać, że czegoś nie wiem, stąd moja pokora, ale na razie, na bazie tej wiedzy, którą mam, teraz taki scenariusz wydaje mi się mocno naciągany.
Technicznie nadal pracują narzędzia, o których wspominam już od wielu miesięcy. Wewnętrzna linia trendu oraz równoległa do niej górna linia oparta na szczycie z 4 listopada 2008 roku już kilkakrotnie okazywały się poziomami, na których działo się coś istotnego. To tylko zdaje się potwierdzać, że wcześniejsze założenia pozostają zasadne. Tempo zwyżki wyznacza linia wewnętrzna i obecnie jesteśmy przy górnym zakresie możliwych wahań z ograniczeniem w okolicy 2600 pkt.