Brak zgody wśród bankierów centralnych co do dalszego losu programu luzowania ilościowego podniósł poziom niepewności. Słabe nastroje przełożyły się nie tylko na poziom otwarcia, ale również na przebieg notowań przed południem. Ceny kontraktów spadając pogłębiały fazę przeceny, która obowiązuje na naszym rynku od początku roku. Co ciekawe, w USA środowe osłabienie były jedynie oddaleniem się od szczytów, które dzień wcześniej zostały wyznaczone. Sytuacja techniczna jest więc diametralnie różna.

Jeszcze przed wybiciem południa ceny zatrzymały spadek. Poprawa notowań nastąpiła po południu. Najpierw było to powolne odbicie. Później to odbicie skutkowało zbliżeniem cen do poziomu szczytu dnia. Nie było to trudne, gdyż rozpiętość wahań wynosiła ledwie 25 pkt. Ostatecznie notowania w końcówce sesji znajdowały się bliżej maksimum niż minimum, ale optymizm byłby w tej sytuacji przedwczesny. Nie chodzi o to, że wczorajszy dołek nie może być tym ostatecznym, ale o to, że o takiej możliwości dowiedzielibyśmy się z opóźnieniem. W tej chwili ważny jest fakt, że ta popołudniowa poprawa jest zdecydowanie zbyt mała, by miała sugerować cokolwiek. Wystarczy porównać jej wielkość z tym, co działo się podczas dwóch poprzednich sesji. Nowe minima potwierdzają istnienie tendencji spadkowej. Na sygnały zmiany kierunku ruchu trzeba poczekać.