Od początku miesiąca większość giełd odnotowała kilkunastoprocentowy wzrost. Zdrożała ropa i staniało (acz minimalnie) złoto. Indeksy obligacji rynków wschodzących wzrosły o 2,9 proc. w przypadku papierów w walutach lokalnych i 3,9 proc. papierów w walutach twardych. Niewątpliwie pomógł słabnący dolar, indeks walut EM zyskał 2,2 proc. Spadek awersji do ryzyka dobrze widać na przykładzie obligacji rynków wschodzących w twardych walutach. Wzrost ich wycen to efekt zawężania spreadów kredytowych, które reagują na zmiany w otoczeniu rynkowym podobnie jak akcje. W tym aspekcie obligacje EM zachowują się podobnie jak korporacyjne i tak było w listopadzie. Indeksy wysokodochodowych obligacji przedsiębiorstw wzrosły o dobrze ponad 3 proc. W warunkach wzrostu apetytu na ryzyko powinny spadać ceny najbezpieczniejszych obligacji, jednak tym razem tak się nie stało, podobnie jak już wiele razy od początku pandemii. Przyczyna jest cały czas podobna. Wzrost cen akcji czy obligacji korporacyjnych to efekt przede wszystkim przeświadczenia o skuteczności działań rządów w zakresie łagodzenia skutków pandemii. Te zaś opierają się, koniec końców, na skupie obligacji rządowych przez banki centralne. To uniemożliwia istotny wzrost rentowności. Od początku miesiąca na głównych rynkach bazowych rentowności poruszają się więc w dość wąskim przedziale, zaś porównując ostatni dzień października i początek tego tygodnia praktycznie się nie zmieniły. ¶