W poniedziałek Fed ogłosił nielimitowany program skupu aktywów QE. W reakcji na tę informację w górę poszły nie tylko wyceny akcji, lecz także notowania kryptowalut. W poniedziałek bitcoin zyskał 9,9 proc., we wtorek 4,9 proc., a w środę jego kurs otarł się już o poziom 7000 USD. To oznacza, że od dołka z 13 marca zyskał aż 77 proc. Niektórzy analitycy sugerują, że decyzja Fedu będzie miała niszczycielski wpływ na dolara, a korzystny dla aktywów o ograniczonej podaży, do których bitcoin właśnie należy. Czy historia poprzednich QE uprawnia do stawiania takich odważnych prognoz?
Początek, czyli QE1
Programy luzowania ilościowego w USA stały się powszechnym narzędziem polityki monetarnej po pęknięciu bańki na rynku kredytów hipotecznych pod koniec 2007 r. Obniżki stóp procentowych nie wystarczyły, by ratować system, więc postanowiono skupować śmieciowe papiery dłużne, emitowane wcześniej na potęgę i bez weryfikowanego pokrycia. Pierwsze QE zapowiedziano w listopadzie 2008 r., a więc mniej więcej w tym samym momencie, gdy osoba o pseudonimie Satoshi Nakamoto umieściła na jednym z forów internetowych poświęconych kryptografii artykuł zatytułowany: „Bitcoin: A peer-to-peer electronic cash system". Kilka miesięcy później wykopano pierwszego bitcoina, a drukarki Fedu działały już na pełnych obrotach, wtłaczając w system pierwsze transze z przewidzianych 600 mld USD. Wielu entuzjastów kryptowalut uważa, że bitcoin był odpowiedzią na scentralizowaną, nieodpowiedzialną politykę banków centralnych. Wskazuje na to zresztą sama jego definicja zawarta w manifeście Nakamoto, która mówi m.in., że bitcoin ma eliminować z transakcyjnego łańcucha finansowego pośrednika.
Pierwsze QE kończy się w marcu 2010 r. W ciągu tych 17 miesięcy dolar osłabił się do euro o 6,1 proc., co raczej trudno uznać ze spektakularny spadek jego wartości względem drugiej, najsilniejszej waluty świata. Gdy QE1 było na finiszu, bitcoin był raczej cyfrową zabawką na dyskach twardych wąskiej grupy sieciowych geeków. Giełdy dopiero się rozkręcały, a infrastruktura kryptowalutowa nie była nawet namiastką tego, co znamy dzisiaj. Jeśli ktoś bardzo chciałby poznać jego realną wycenę z tamtego okresu, trzeba się odwołać do pierwszej, słynnej transakcji, w której ktoś coś za tę kryptowalutę nabył. To było w maju 2010 r. Tym kimś był użytkownik forum Bitcointalk o pseudonimie Laszlo. Tym czymś była pizza. Ostateczna cena za włoski specjał wyniosła 10 000 BTC, a więc bitcoin po prostu nie miał w tamtym czasie praktycznie żadnej wartości.
Kolejne rundy QE
Pierwsze luzowanie ilościowe nie postawiło amerykańskiej gospodarki na nogi, więc już w listopadzie 2010 r. zdecydowano się na kolejną rundę. Tym razem program trochę się przeciągnął, bo potrwał 20 miesięcy, do czerwca 2012 r. W tym czasie dolar, wbrew intuicji, umocnił się wobec euro o 9,2 proc. A co z bitcoinem? To był czas, gdy działać zaczęły duże platformy handlowe, w tym m.in. słynny, japoński Mt.Gox. Do upadku w 2014 r. ta giełda odpowiadała za 70 proc. światowego obrotu bitcoinem. Dostępne wyceny z tamtego okresu (m.in. w serwisie stooq.pl) pokazują, że w czasie QE2 kurs bitcoina odnotował spektakularny wzrost z 0,19 USD do 6,69 USD. To był czas, gdy najbardziej popularna kryptowaluta zaliczyła swoją pierwszą bańkę spekulacyjną, bowiem w porywach, w czerwcu 2011 r., jej wycena sięgała aż 31,91 USD. Jeśli więc trzymać się zbieżności czasowej, to faktycznie druk dolarów w ramach QE2 korelował dodatnio z ogromnym skokiem wartości bitcoina. A jak było podczas trzeciej rundy?