Producent wina, mimo znaczącego wzrostu kosztów m.in. opakowań czy dystrybucji, sprostał prognozom ekspertów i podwyższył przychody oraz zyski w I półroczu 2022/2023 roku obrotowego (lipiec–grudzień). Pomogły w tym ubiegłoroczne podwyżki cen.
– 2022 r. był dla naszej branży trudniejszy niż okres pandemii nie tylko pod kątem wyzwań rynkowych, ale przede wszystkim wzrastających kosztów produkcji, co przełożyło się na konieczność wprowadzania podwyżek cen. W tych warunkach potwierdziła się wysoka jakość naszych marek. Mamy ambitne plany rozwoju i z optymizmem patrzymy w przyszłość – skomentował Robert Ogór, prezes Ambry.
Spółka zakończyła I półrocze, wypracowując 525,1 mln zł przychodów, o 12,7 proc. więcej niż w analogicznym okresie poprzedniego roku. EBIT podskoczył o 5,5 proc., do 78,4 mln zł, a zysk netto dla akcjonariuszy jednostki dominującej – o 6,8 proc., 48,8 mln zł. Rezultaty są w dużej mierze zgodne z przewidywaniami Grzegorza Gwakowskiego, analityka BM Banku Millennium, który prognozował 535,8 mln zł przychodów i 78,5 mln zł EBIT.
Przyglądając się szczegółowym rezultatom Ambry, widać coraz większe zainteresowanie napojami bezalkoholowymi, których sprzedaż wzrosła o 20 proc., do 65,7 mln zł. Stabilnie rosną też zakupy najważniejszych w strukturze przychodów win spokojnych i musujących. Co ważne, choć przychody rosną, to w I półroczu wolumen sprzedaży skurczył się o 2,4 proc. Wpłynęły na to ubiegłoroczne podwyżki cen, które jednak nie do końca pokryły skok kosztów. Warto odnotować też 70-proc. wzrost względem I półrocza poprzedniego roku zadłużenia netto, do 68 mln zł. Częściowo jest on spowodowany inwestycjami w modernizację zakładów nastawionymi na lepszą efektywność energetyczną. W I półroczu wydatki na ten cel sięgnęły 13,3 mln zł.
Zarządzający podkreślają, że w przyszłości rezultaty marki będą uzależnione w dużej mierze od konsumpcji wina i alkoholi premium. Niestety, z powodu rosnących kosztów dystrybucji czy surowców możliwe są kolejne podwyżki cen produktów. Trudno stwierdzić, czy wystarczą one do pokrycia rosnących kosztów, ponieważ już widać malejącą konsumpcję.