Syndrom sekty

Badacze procesów społecznych zaobserwowali zadziwiające zjawisko dotyczące sekt, których wyznawcy wierzyli, że wraz z nadejściem określonej daty, nastąpi koniec świata.

Publikacja: 26.02.2002 08:26

Zdecydowana większość tego typu ugrupowań, które doczekały "sądnego dnia" i doznały rozczarowania, nie rozpadła się, jak można by się spodziewać. Wręcz przeciwnie. Wychodziły z tego dramatycznego doświadczenia połączone jeszcze silniejszymi więziami i wzmocnione w swoich przekonaniach, nieznacznie tylko je modyfikując.

Na pierwszy rzut oka można mieć wątpliwości - co też wspólnego z giełdą mogą mieć jakieś idiotyczne sekty, które wierzą w koniec świata i w dodatku wyznaczają absurdalne daty tego wydarzenia, wystawiając się na bardzo niebezpieczną próbę weryfikacji swych przekonań? Z pewnością też część czytelników będzie oburzona wysoce niestosownym porównaniem społeczności giełdowej z jakimiś grupami jednostek niespełna rozumu, które nie dość, że poddają się jakimś nieracjonalnym przekonaniom (najczęściej narzucanym przez jeszcze większych pomyleńców lub hochsztaplerów, żerujących na ich naiwności), to jeszcze nie dostrzegają ewidentnych faktów i nie wyciągają żadnych wniosków z prostej obserwacji rzeczywistości. Przecież każdy, nawet - mówiąc dyplomatycznie - średnio rozgarnięty przedstawiciel jakiejkolwiek grupy społecznej, powinien porzucić głoszone w jej ramach przekonania, w momencie objawienia się tak ewidentnej ich kompromitacji.

Wbrew pozorom także u inwestorów giełdowych można zaobserwować podobne zachowania, choć może przejawiające się w mniej drastycznej formie. Czymże bowiem jest dość częste u mniej doświadczonych graczy giełdowych uporczywe trzymanie w portfelu zniżkujących papierów, w nadziei, że w końcu niepomyślny trend się odwróci? Przecież akcje te kupowane były z wiarą, że ich kurs wzrośnie. Gdy rzeczywistość jednak pokazuje wyraźnie, że nie mieliśmy racji, powinniśmy czym prędzej zweryfikować swoje decyzje i pozbyć się "trefnych" akcji, poszukując jednocześnie innych papierów dających szansę na zysk. Takie postępowanie zalecane jest przecież w większości książek poświęconych inwestowaniu, a zasada szybkiego ucinania strat powtarzana jest tam do znudzenia.

Jednak inwestowanie to nie tylko mniej lub bardziej racjonalna analiza i podejmowanie na jej podstawie przemyślanych decyzji. To także skomplikowany proces psychiczny i silne emocje związane z angażowaniem własnych pieniędzy. A w tym zakresie już nie jest przydatna ani analiza techniczna, ani fundamentalna. Tu potrzebna jest dogłębna znajomość samego siebie, własnej psychiki, swoich reakcji i zachowań w określonych sytuacjach, umiejętność panowania nad emocjami i radzenia sobie w niezbyt komfortowych warunkach stresu i niepewności. Tego nie można nauczyć się na kursie dla inwestorów, maklerów czy doradców.

Jednak bez tych umiejętności osiągnięcie sukcesu na giełdzie jest bardzo trudne, a może wręcz niemożliwe. "Żeby zapanować nad pieniędzmi, trzeba najpierw zapanować nad samym sobą" - to spostrzeżenie, sformułowane przez J.P. Morgana, nie jest tak popularne, jak wiele innych giełdowych złotych myśli, jednak warte nie tylko zapamiętania, ale i zastosowania.

O znaczeniu wiary w decyzjach inwestycyjnych przekonują Robert Koppel i Howard Abell, autorzy książki zatytułowanej "Wewnętrzna gra", pisząc: "Wiara jest oknem, przez które widzimy świat i siebie samych. We wszystkim, co robimy, podlegamy wpływowi tego, w co wierzymy, to znaczy naszych przeświadczeń na temat nas samych i innych ludzi. Nasze działania są bezpośrednim wynikiem jakości i siły naszych przeświadczeń. [...] To, w co wierzymy, a dokładniej mówiąc - co czujemy, decyduje o tym, na czym się skupiamy w naszych myślach i działaniach, o tym, jaki sens przypisujemy temu, co widzimy, i o tym, jak w związku z tym będziemy postępować".

Jeden z inwestorów, których doświadczenia opisywane są we wspomnianej książce, tak określa podstawowy warunek osiągnięcia sukcesu na giełdzie: "Ci gracze, którym się udaje, potrafią przyznać, że nie mieli racji. Myślę, że wielu ludzi ma z tym kłopot - nie potrafią przyznać się do błędu i stwierdzić, że to nie był właściwy moment."Inwestor, który upiera się, by utrzymywać stratną pozycję, przypomina członka sekty, który widząc, że koniec świata nie nastąpił, nie weryfikuje swoich przekonań, lecz wypatruje kolejnego terminu nadejścia apokalipsy. Uczestnik sekty może w końcu stracić wiarę, inwestor traci pieniądze. Motywacja obu bywa podobna, a ilustruje ją trafnie wypowiedź zdeterminowanej - mimo niespełnienia przepowiedni w wyznaczonym terminie - wyznawczyni jednej z sekt: "Muszę wierzyć w nadejście potopu dwudziestego pierwszego, bo wydałam wszystkie pieniądze. Rzuciłam pracę i kurs komputerowy... Muszę w to wierzyć." (R. Cialdini "Wywieranie wpływu na ludzi").

Czy aby nam to czegoś nie przypomina?

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego