Żądamy kolonii zamorskich dla Polski! Takie hasła dosyć często wznoszono za czasów II RP. Nasze ambicje imperialne, chociaż mało realistyczne, nierzadko bywały bardzo rozdmuchane. I tak na przykład kiedyś staraliśmy się założyć kolonię na Nowej Gwinei, innym razem była to środkowa Afryka. Inicjatywy te są mało znane, gdyż zakończyły się kompletnym fiaskiem. Czy dziś staramy się zrealizować te pomysły na nowo, oczywiście mając na względzie zmienione realia, już nie poprzez kolonizację, ale dzięki ekspansji gospodarczej?

Według badań PBS aż 2/3 Polaków liczy na bardzo duże zyski z odbudowy Iraku. Ponad połowa sądzi, że dzięki naszemu uczestnictwu w "koalicji chętnych" uzyskamy dostęp do tanich złóż ropy. Cóż, oczywiście dzięki takim, a nie innym decyzjom naszego rządu mamy dużo większe szanse na partycypowanie w potencjalnych korzyściach, ale raczej nie na taką skalę, na jaką liczą nasi współobywatele. Sen o potędze jest piękny, lecz jest tylko snem.

Media już wielokrotnie ogłaszały, jakie to sukcesy gospodarcze odniesiemy dzięki zaangażowaniu w Iraku. Mieliśmy odzyskać 800 mln USD długu, uzyskać złoża ropy, miano nam umorzyć część kredytu na F-16. Ile z tego wyjdzie? Na razie nie wiadomo, lecz już pogłoski o udziale Dromeksu w odbudowie Iraku spowodowały niemałą aprecjację akcji jej spółki- -matki - Budimeksu. Podobne domysły pomagają Orlenowi. Kilku ekspertów niezwykle entuzjastycznie wypowiadało się również o szansach naszego eksportu na Bliski Wschód. Padło nawet stwierdzenie, że może być to nasze Eldorado. Właśnie to nastawienie przypomina trochę sytuację sprzed niemal 200 lat, gdy w Wielkiej Brytanii podobnie odnoszono się do perspektyw handlu z właśnie uzyskującymi niepodległość krajami Ameryki Południowej.

Zainteresowanie owymi rodzącymi się rynkami znalazło wówczas swój rezultat w jednym z bardziej absurdalnych zdarzeń w historii handlu międzynarodowego. Owładnięci gorączką eksportu kupcy brytyjscy wysłali za ocean nieprzebrane ilości towarów. Ich podaż nie tylko przekroczyła popyt, ale i pojemność magazynów. Co więcej, jeśli spojrzeć na ten eksport ze statystycznego punktu widzenia uzyskujemy jeszcze bardziej paranoiczny obraz - w ciągu kilku tygodni wysłano z Manchesteru do Brazylii więcej towarów, niż zostało ich w niej skonsumowanych przez poprzednie 20 lat!

Dzisiaj patrząc na imponującą listę firm zamierzających zaangażować się w Iraku, można dojść do jednej konstatacji - dynamizm w narodzie rośnie. I jest to oczywiście bardzo pozytywny aspekt, tyle że powinniśmy chyba nasz hurraoptymizm zweryfikować w dół. Nie jesteśmy wszak predysponowani do tego, aby samemu dyktować warunki co do "podziału łupów". Wydaje mi się, że raczej dostaniemy kilka okruszków z dużego tortu. Być może jednak się mylę, a wtedy stary peerelowski żart, że tata pojechał zarabiać do biednego kraju, a jak wróci, to będziemy bogaci - znów stanie się aktualny.