Armaty Gazpromu: podwyżki cen gazu

Rosyjski gigant gazowy zarzuca PGNiG, że upolitycznia konflikt w EuRoPol Gazie. Spór o władzę w spółce kontrolującej polski odcinek rurociągu jamalskiego to wierzchołek góry lodowej. Gazem i ropą Rosja szantażuje nie tylko Polskę

Publikacja: 02.02.2007 08:04

Paliwo stało się nową bronią polityczną. Ostatnie miesiące pokazały, że nie trzeba wojny konwencjonalnej, by wymuszać stawiane warunki. Kontrola nad dostawami ropy lub gazu wystarcza, żeby osiągać cele ekonomiczne i polityczne. Rosja, która posiada ogromne złoża surowców, praktycznie dyktuje warunki zaopatrzenia w gaz i ropę uzależnionym od jej dostaw krajom Europy i Azji. Używając "surowcowych asów" stara się też rozgrywać pojedynki polityczne. Przykładem polityczno-ekonomicznego posunięcia jest złożona ostatnio przez prezydenta Władimira Putina propozycja udziału Polski (i krajów nadbałtyckich) w kontrowersyjnym projekcie budowy gazociągu bałtyckiego, który ma łączyć bezpośrednio Rosję i Niemcy. Zaproszenie wystosowano dzień po spotkaniu Putina z reprezentującą UE niemiecką kanclerz, Angelą Merkel.

Innym przykładem "gazowej rozgrywki" jest sprawa EuRoPol Gazu - firmy, która jest właścicielem polskiego odcinka gazociągu jamalskiego. We wspólnej, polsko-rosyjskiej spółce od kilku lat trwa walka o władzę. Z jednej strony Gazprom od kilkunastu miesięcy nie płaci EuRoPol Gazowi pełnych stawek za tranzyt rosyjskiego gazu, a jego przedstawiciele zrywają prace rady nadzorczej, a z drugiej szefowie potentata deklarują chęć porozumienia i zarzucają polskim partnerom upolitycznianie sprawy.

Przypomnijmy. W czteroosobowym zarządzie Gazprom oraz Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo reprezentują po dwie osoby. Fotel prezesa jest obsadzany przez Polaków. To nie podoba się Rosjanom, gdyż w głosowaniach, przy równowadze, głos prezesa decyduje o podjęciu uchwały. Efektem jest głęboki podział zarządu i faktyczny paraliż decyzyjny.

Na początku stycznia, podobnie jak przed rokiem, rosyjska część kierownictwa EuRoPol Gazu zaskarżyła do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów decyzję szefa URE o wysokości opłat tranzytowych. Zdaniem Gazpromu, taryfy zatwierdzone w połowie grudnia 2006 r. przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki są zbyt wysokie. Po podobnym proteście przed rokiem rosyjski eksporter gazu - należąca do Gazpromu firma Gazprom Export - nie płaciła EuRoPol Gazowi pełnych stawek za tranzyt gazu. Wnoszone sumy były naliczane zgodnie z propozycjami zgłaszanymi przez rosyjską część zarządu. Zaległości Gazpromu Exportu w opłatach za tranzyt przekroczyły 20 mln USD. Jeśli sytuacja się powtórzy, w tym roku EuRoPol Gaz może stracić nawet 30 mln USD. To jest korzystne dla Rosjan. Polski operator gazociągu jamalskiego ma bowiem ok. 1,2 mld USD długu w Gazprombanku, należącym do rosyjskiego giganta. Jeśli sytuacja finansowa firmy pogorszy się i przestanie regulować należności, Gazprom może przejąć majątek spółki.

Stawka w walce o kontrolę nad EuRoPol Gazem jest wysoka, bo chodzi nie tylko o władzę nad firmą, która odpowiada za tranzyt 15 proc. gazu eksportowanego z Rosji, lecz także o bezpieczeństwo energetyczne Polski. Może się również przełożyć na kolejne podwyżki cen surowca importowanego przez PGNiG. Pod koniec roku, po półtorarocznej walce, Gazprom wywalczył już szantażem wzrost cen o 10 proc.

Dobre złego początki

Ostatni polsko-rosyjski spór o ceny gazu rozpoczął się pod koniec października 2005 r. Należący do Gazpromu Gaze-xport (ma monopol na eksport gazu z Rosji; potem spółka zmieniła nazwę na Gazprom Export) zażądał od PGNiG renegocjacji kontraktu na dostawy gazu do Polski, podpisanego w 1996 r. PGNiG odrzuciło żądania.

Początkowo tzw. kontrakt jamalski (podpisany jeszcze w latach 90.) przewidywał, że Polska do 2020 r. odbierze łącznie 218,8 miliarda metrów sześciennych błękitnego surowca. Jednak w 2003 r. Marek Pol, wicepremier w rządzie Leszka Millera, podpisał aneks, w którym zmniejszono zakontraktowaną ilość gazu do 161 mld metrów sześciennych. Wydłużono też termin obowiązywania kontraktu do 2022 r. Uznano to za sukces. Rząd argumentował, że krajowe zużycie gazu (obecnie ok. 14,3 mld metrów sześciennych) nie będzie wystarczająco wysokie i będziemy musieli płacić za nieodbierany gaz. Dodawano, że dzięki redukcji zakontraktowanej ilości gazu powstanie miejsce dla dostaw surowca z innych kierunków, co pozwoli zdywersyfikować (zróżnicować) źródła zaopatrzenia w surowiec. Już rok później okazało się, że zamiast poprawić sytuację Polski, aneks ją pogorszył. Ostatecznie bowiem pozyskiwanie gazu z innych źródeł niż rosyjskie skończyło się na podpisaniu (w połowie 2005 r.) umowy z zarejestrowaną w Szwajcarii, ale kontrolowaną przez Gazprom, firmą RosUkrEnergo. Zawarty na półtora roku kontrakt uzupełniał lukę w bilansie gazowym Polski, która powstała po aneksie podpisanym przez rząd Millera. Zapewniał on jednak dostawy gazu tylko na półtora roku. Wkrótce zresztą okazało się, że gwarancje dostaw nie zawsze są realizowane.

1 stycznia 2006 r. spadło ciśnienie w gazociągu transportującym gaz do Polski przez Ukrainę. Był to efekt konfliktu między Rosją a Ukrainą - Kijów nie zgadzał się na podwyżkę cen rosyjskiego gazu, więc Moskwa zakręciła kurek. Do porozumienia doszło dopiero po kilkunastu dniach. Nieco później mroźna zima znów spowodowała przerwy w dostawach. Ostatecznie zaopatrzenie w gaz wróciło do normy dopiero 8 lutego.

Na konsekwencje mroźnej zimy i kryzysu ukraińskiego nie trzeba było długo czekać. W połowie lutego 2006 r. Gazprom ponownie podniósł kwestie cen gazu sprzedawanego Polsce.

Rosjanie zagrozili, że jeżeli PGNiG nie podejmie negocjacji w sprawie opłat za surowiec, Gazprom zwróci się do międzynarodowego arbitrażu. Ostatecznie do tego nie doszło. Rosjanie znaleźli inny sposób na uzyskanie podwyżki.

Negocjacje przez szantaż

Gazprom wykorzystał fakt, że z końcem 2006 r. ważność tracił kontrakt między PGNiG a RosUkrEnergo na dostawy około 2,5 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Kontrakt, który miał być dla nas zbawieniem, a stał się furtką do szantażu, gdyż Polska firma musiała zapewnić źródło brakującego gazu na kolejne lata. Praktycznie jedyną możliwością była umowa z kontrolowanym przez Gazprom pośrednikiem. Polacy od początku 2006 r. usiłowali negocjować. RosUkrEnergo przez kilka miesięcy unikało jednak rozmów. W ten sposób Rosjanie chcieli postawić PGNiG pod ścianą. Rozmowy zaczęły się latem. Jak wynikało z nieoficjalnych doniesień, na przełomie września i października do ustalenia była tylko cena gazu. Nieoczekiwanie w pierwszych dniach października RosUkrEnergo zmniejszyło ilość gazu przesyłanego do Polski. Ograniczenie nie było duże, ale było wyraźnym sygnałem, że rosyjski partner nie przebiera w środkach. Sytuacja stała się bardzo napięta, gdy pojawiły się informacje, że Rosjanie uzależniają podpisanie umowy przez RosUkrEnergo od renegocjacji cen gazu w kontrakcie jamalskim oraz ustępstw polskich akcjonariuszy EuRoPol Gazu w sprawie kontroli nad spółką i opłat za tranzyt gazu.

PGNiG pod murem

Ostatecznie negocjacje RosUkrEnergo i PGNiG zakończyły się 17 listopada. Efektem była jednak nie tylko umowa o wartości około 2 mld zł na dostawy 2,3 mld metrów sześciennych gazu rocznie przez najbliższe trzy lata. Równocześnie z podpisaniem umowy sprzedaży gazu miźdzy PGNiG oraz RosUkrEnegro, w PGNiG musiał podpisać z Gazpromem aneks do kontraktu jamalskiego. Rosjanom udało się zmusić Polskę do ustępstw i zgody na podwyżkę. Jak? Szantażem. Dostawy gazu z RosUkrEnergo (teoretycznie niezależnego przedsiębiorstwa) uzależniono ostatecznie od tego, czy PGNiG zaakceptuje podwyżkę ceny dla Gazpromu.

Rezultatem podpisania aneksu do umowy z Gazpromem był wzrost cen rosyjskiego gazu średnio o 10 proc. Według szacunków, po podwyżce PGNiG będzie co roku płaciło Gazpromowi średnio ok. 600 mln zł więcej. Przy obecnych cenach na światowych rynkach Polska będzie płacić do końca trwania kontraktu (do 2022 r.) za jamalski gaz około 6,7 mld zł rocznie. Sukcesem PGNiG jest to, że Rosjanom nie udało się wymusić na Polsce oddania kontroli nad EuRoPol Gazem.

Zdaniem specjalistów, którzy wolą zachować anonimowość, to nie jest koniec walki. Ich zdaniem, do rozwiązania sporu o EuRoPol Gaz Rosja może wkrótce ponownie zastosować szantaż, na przykład związany z dostawami ropy dla polskich rafinerii.

Maks Kraczkowski

przewodniczący Sejmowej Komisji

Gospodarki

Energetyczna dyktatura Rosji, czyli mało finezyjne reguły "obsługi kurka"

Kolejna odsłona rosyjskiej ruletki energetycznej udowadnia trafność

tezy, że paliwa to skuteczny środek presji, więcej - realnej dyktatury energetycznej prezydenta Putina. Jak wiemy, kraje dawnej Unii Europejskiej pokrywają zapotrzebowanie na energię blisko w 60 proc. poprzez import. Oczekuje się,

że w perspektywie kolejnych 20-30 lat udział importu wzrośnie do 90 proc.

w przypadku dostaw ropy naftowej i 80 proc. jeżeli chodzi o gaz.

Należy także przypomnieć, że obecnie uzależnienie regionu środkowoeuropejskiego od importu paliw sięga średnio 80 proc.,

a w przypadku naszego kraju zależność ta plasuje się na poziomie 95 proc.!

Statystyki popytu na paliwa kopalne znane są doskonale dygnitarzom Federacji Rosyjskiej, którzy stosując mało finezyjne reguły "obsługi kurka", dowodzą

z jednej strony silnych aspiracji panowania na europejskich rynkach, z drugiej

zaś braku oczekiwanej przez kontrahentów racjonalnej - ekonomicznej,

a nie politycznej - kalkulacji w tej determinacji. Niepewność części

europejskich partnerów co do przewidywanych ukrytych motywów strategii energetycznej federacji potęgować mogą kolejne przykłady mniej lub bardziej zawoalowanych konfliktów rządów Ukrainy, Litwy i Białorusi z rosyjskim

dostawcą.

Niedawny energetyczny sprzymierzeniec Moskwy prezydent Łukaszenka

w ramach komentowania ostatniej przerwy w dostawach oświadczył, że białoruska niepodległość nie jest na sprzedaż ani za gaz, ani za ropę. Co prawda, trzydniowy kryzys paliwowy był wymierzony stricte we władze w Mińsku, ale dostawy tego surowca zostały wstrzymane m.in. do Polski, Czech, Węgier, Słowacji i Niemiec. Niespotykana skala niezapowiedzianych cięć w dostawach na rynki paliw krajów

w regionie sprowokowała szybką i kategoryczną reakcję Komisji Europejskiej,

a także części przedstawicieli rządów państw Unii Europejskiej. Wnioski nasuwają się mimowolnie: wciąż ciekawym dla Polski projektem jest rurociąg Odessa Brody, istotne jest systematyczne zabieganie o dostęp do złóż oraz zasobów potencjalnych dostawców, konieczna jest praca nad rozbudową i poprawą wydajności szeroko rozumianej infrastruktury energetycznej. Kluczowi gracze polskiego sektora paliwowego (PKN Orlen, Grupa Lotos, PGNiG) pomimo wzmożonej aktywności i częściowo wymiernych rezultatów działań nadal mają wiele

do zrobienia. Nie bez podstaw wierzę, że dadzą radę.

Federacja Rosyjska, mimo że posiada liczące się rezerwy ropy i gazu, realizuje ekspansję wydobywczą poza granicami (np. koncesje na wydobycie w Iraku),

a także aktywnie rozwija sieć tranzytu surowców. Wyciągnijmy wnioski!

Władimir Putin: surowce to nie broń polityczna

- Nie używamy surowców energetycznych jako narzędzia w polityce zagranicznej -stwierdził wczoraj rosyjski prezydent Władimir Putin,

w odpowiedzi na pytania dziennikarzy,

dotyczące podwyżek cen paliw. Przywódca Rosji

na dorocznej konferencji prasowej stwierdził,

że nie zamierza subsydiować gospodarek

innych państw poprzez sprzedaż tanich

surowców.

Putin zapowiedział, że Rosja będzie się starać dywersyfikować drogi dostaw ropy i gazu do krajów europejskich. Będzie kontynuowana polityka zmniejszania zależności od krajów, przez które idzie tranzyt rosyjskich surowców energetycznych. Rosja oczekuje, że Bułgaria i Grecja wkrótce osiągną porozumienie dotyczące budowy rurociągu na trasie Burgas-Aleksandropolis, którym będzie płynąć rosyjska ropa do Europy. Prezydent rozważa również współpracę

z zagranicznymi koncernami paliwowymi

przy eksploatacji gazowego złoża Sztokman

na Morzu Barentsa.

Przywódca Rosji stwierdził, że projekt utworzenia gazowego OPEC, jaki powstał w Iranie w czasie ostatniej wizyty przedstawicieli rosyjskich władz, to interesujący projekt, ale nowa organizacja

nie miałaby pełnić roli kartelu.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy