Wczorajsza ciekawa sesja zakończyła się blisko minimów dnia. Szkoda, bo w jej trakcie było znacznie lepiej. Oczywiście jedynie pod względem poziomu notowań. Pozostałe czynniki mogły niepokoić. Zwłaszcza towarzysząca zwyżce cen niska aktywność graczy. Jest to ułomność obserwowana w ostatnich miesiącach stosunkowo często. Nie zmienia to faktu, że ten mizerny w swojej wielkości popyt jest w stanie nie tylko utrzymać ceny nad kluczowym wsparciem, ale też jeszcze skutecznie je od tego wsparcia oddalić na bezpieczną odległość.
Można na taki stan utyskiwać, ale nie można go negować. Podaż cały czas pozostaje pasywna. Jeśli uda jej się zbić nieco ceny, to szybko do akcji wkracza obóz byków i przejmuje inicjatywę, i to niewielkim kosztem. Przemawia za tym pewna obawa oraz respekt
przed stroną popytową. Nie można przecież zaprzeczyć, że bykom udało się utrzymać przewagę przez kilka lat. Każdy ma świadomość, że strona popytowa jest karmiona rekordowym napływem środków do funduszy. Jak w takiej sytuacji grać na spadek? Wygląda więc na to, że jesteśmy skazani na wzrost cen, ale to tylko złudzenie. Wzrost, owszem, może się pojawić, ale wcale nie jesteśmy na niego skazani. Zauważmy, że rynek, patrząc szerzej, zachowuje się całkiem spokojnie, jak na wielkość napływu środków do funduszy.
Zapominając o wszystkich niuansach związanych z przepływem kapitału, a skupiając się jedynie na zmianach cen, możemy dojść do wniosku, że cały czas strona
popytowa jest górą. Nie chodzi tu nawet o to, że mamy plusy przy zmianach cen większości