Bardziej doświadczeni inwestorzy pamiętają szum medialny, który towarzyszył MCI Management przy okazji debiutu giełdowego na przełomie 2000 i 2001 r. Fundusz sprzedawał akcje w szczycie internetowej hossy, mamiąc graczy obietnicami kosmicznych zysków. Kampania marketingowa prowadzona w iście amerykańskim stylu przyniosła skutek. Papiery rozeszły się na pniu, a na liście kupujących znalazły się w komplecie wszystkie największe fundusze emerytalne i inwestycyjne.

Rozczarowanie przyszło bardzo szybko. Już po kilku miesiącach okazało się, że sztandarowa inwestycja - portal poland.com, wskutek wycofania się inwestora strategicznego, którym miał być Elektrim, okazała się klapą. Równocześnie Howell - jeden z dwóch głównych udziałowców, zaczął w niekontrolowany sposób sprzedawać akcje MCI Management na giełdzie. Efekt? Po roku od debiutu papiery funduszu sprzedawane w ofercie po 6 zł, potaniały do 30 groszy. Czarę goryczy przelało wycofanie się przedstawicieli inwestorów instytucjonalnych z rady nadzorczej połączone z zamykaniem pozycji w akcjach MCI. Dopiero od niedawna instytucje bardzo nieśmiało, pamiętając o wpadce sprzed kilku lat, zaczynają wracać do papierów funduszu.

MCI Management, w przeciwieństwie do wielu innych funduszy venture capital, przetrwał trudne czasy po pęknięciu internetowego balona. Po cichu budował portfel i teraz zaczyna zbierać profity z inwestycji. Prezes Czechowicz ponownie bryluje w mediach i snuje śmiałe wizje. Inwestorzy znowu kupują akcje. Kurs szybko pnie się w górę. Trudno nie odnieść wrażenia, że historia zatacza koło.