Paranoja na rynku nieruchomości, czyli sztuka wciskania kitu i łowienia frajerów (cd.)

Aktem rozpaczy lub świadectwem otępienia musi być zakup mieszkania w wielkiej płycie po kilka, kilkanaście tysięcy złotych za metr. Albo... dowodem euforii na rynku - euforii, która nie wybiera i nie przebiera, jak na giełdzie

Publikacja: 26.06.2007 09:28

Sam już nie wiem, czy bardziej podoba mi się rynek nieruchomości czy giełda. Jeszcze się nie zdecydowałem. Na szczęście jest jeden punkt styku - deweloperzy. Zapytał mnie czytelnik, dlaczego przyganiam - choćby ostatnio - pośrednikom z sektora nieruchomości czy giełdowym inwestorom, a deweloperom - nie. Ale co ja mogę mieć im za złe? I dlaczego? Wszyscy bez wyjątku przebywamy już przecież w cichych, bezpiecznych, pełnych zieleni miejscach, z doskonałą infrastrukturą komunikacyjną, wypoczynkową i każdą inną. Wszyscy też mieszkamy w godnych polecenia ekskluzywnych dzielnicach, w ciekawie zaprojektowanych domach i funkcjonalnych wnętrzach. Wszyscy radujemy się wyjątkowym sąsiedztwem kulturalnych ludzi, przyrody i pięknej okolicy. W najgorszym razie to parkowa rezydencja, cichy, zielony zakątek, leśna polana albo błękitna laguna. Nieprawda? Jak to nie.

To nie moja wina, że we wszystkich ofertach ciche są nawet mieszkania w ruchliwych centrach miast, pełne zieleni - zalane betonem podwórka studnie, dobra infrastruktura oznacza przelotową ulicę dosłownie za oknem, granice atrakcyjnych dzielnic rozszerzyły się nawet na odległe, zapyziałe wsie, a za ciekawe uchodzą projekty z lat Gomułki czy Gierka, nawet jeśli od tamtej pory nie tknęła ich ani ręka architekta, ani zwykłego malarza pokojowego, tynki odpadły, a dach przecieka. Taką po prostu mamy rzeczywistość - rynkową.

Sztuka sprzedaży nieruchomości, i przez deweloperów, i przez pośredników, stała się sztuką wciskania kitu. Właściwie z zasady bardzo bezczelnego wciskania i jeszcze uporczywego podbijania bębenka. Ale w tym miejscu rynek nieruchomości bardzo jest podobny do rynku kapitałowego w okresie euforii - z naganiaczami, leszczami, rekinami i inną menażerią. I z otwartą grą, z frajerami w roli głównej.

Mam pomysł, jak przedłużyć ten korowód cynizmu i głupoty, obserwowany z zachwytem przez większość mediów, nierzadko sprytnie manipulowanych.

Podobno w Nowej Hucie są lokale, gdzie można się napić wódki z musztardówki, zakąszając kwaszonym ogórkiem, w mieszkaniu o oryginalnym układzie z lat 40. bądź 50. ubiegłego wieku, w scenerii wiernie oddającej realia ustroju powszechnej szczęśliwości. Można też ponoć w takich mieszkaniach przenocować czy pomieszkać jakiś czas. Żądny wrażeń cudzoziemiec może wtedy nie tylko pić i jeść, jak robotnik u progu nowej, jaśniejszej rzeczywistości, ale i poznać smak socjalistycznego życia, śpiąc na wąskiej wersalce, słuchając monofonicznego radia i oglądając czarno-biały zapewne telewizor. To przedni pomysł. Nie dość biznesowo eksploatowany i słabo znany w innych regionach kraju. Pokazuje on przy okazji, jaki jest potencjał nowohuckich nieruchomości. Nic dziwnego, że ich wartość podobno stale rośnie, architektura jest wreszcie doceniana, a kolejne pola ich eksploatacji są dopiero odkrywane. Prawdziwa moda na Nową Hutę zapewne jeszcze przed nami.

Podobnie jak na wielką płytę. Jak to? No właśnie, na to mam pomysł. Nie, nie chodzi o wódkę z wyszynkiem w ścianach z betonu ani nawet o wolną miłość, której tam ponoć nigdy nie było - przynajmniej do czasu pokątnych salonów masażu. Teraz - przyznajmy - aktem rozpaczy lub świadectwem otępienia musi być zakup mieszkania w wielkiej płycie po kilka, kilkanaście tysięcy złotych za metr. Albo... dowodem euforii na rynku - euforii, która nie wybiera i nie przebiera, jak na giełdzie.

Dzięki niej nawet jednak akt rozpaczy można przemienić w akt zwycięstwa. Wielka płyta to był w ustroju wszelkiej doskonałości prawdziwy przemysł. Teraz trzeba tylko przekonać klientów, że nic ich tak nie uszczęśliwi, jak zakup "poprzemysłowych" pozostałości. Że wielka płyta to prawdziwe lofty, nie gorsze od socjalistycznych fabrycznych hal przykurzonych ołowiem i nasiąkniętych rtęcią, które za chwilę będą zieloną oazą, urokliwym zaułkiem czy innym rajem na ziemi - dla wybrańców.Kilka oryginalnych mieszkań w każdym bloku może pełnić funkcje hotelowo-gastronomiczne, jak nowohuckie lokale.

Reszta - już jako lofty - nie tylko jest, ale i będzie w cenie, jeszcze większej. Nie ma głu-pich? Nie ma? Wystarczy tylko profesjonalny deweloper lub pośrednik. Całkiem jak na rynku kapitałowym, prawda? I to by było tyle o deweloperach, a przy okazji o wciskaniu kitu i łowieniu frajerów. Czyli o paranoi.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy