Wczoraj warszawska giełda zaskoczyła inwestorów, wydłużając weekend o dwie godziny. Z przyczyn technicznych notowania rozpoczęły się dopiero o 11.00, zamiast normalnie o 9.00. Była to rzadka sytuacja, gdy indeks rozpoczął notowania wraz z kontraktami. Fakt skrócenia sesji miał swoje konsekwencje choćby w wielkości obrotu. Trzeba jednak przyznać, że akurat w tym względzie rewelacje nie były oczekiwane. W końcu poniedziałki nie należą do dni z rekordową aktywnością.

Notowania rozpoczęły się od niewielkiego spadku cen. Po krótkiej chwili wahań w wąskim przedziale przecena była kontynuowana. Spadek cen był dość szybki, ale krótki. Minimum sesji zostało osiągnięte na poziomie 3690 pkt. Stało się to niemal dokładnie w południe. Od tej chwili ceny powoli rosły. Najpierw wyglądało to jedynie na małe odbicie. Z czasem, gdy okazało się, że ceny nie spadają (pierwszą fazę odbicia od drugiej oddzielała jedynie płaska konsolidacja), szanse na kontynuację tej zwyżki rosły.

Odbicie, choć sporej wielkości, nie zanegowało w pełni ostatniej fali wyprzedaży. Sesja zakończyła się z małym, ale jednak minusem. Wniosek jest więc prosty - ten dzień należał do podaży. Teraz rodzi się pytanie, czy to początek większego ruchu? Na takie wnioski jest chyba zbyt wcześnie. Owszem, przecena była szybka, ale później popyt radził sobie całkiem nieźle.

Ceny znalazły się pod poziomem dołka z 27 czerwca, ale na krótko. Przez chwilę można było nawet mówić o wstępnym sygnale sprzedaży dla graczy o krótkim horyzoncie inwestycyjnym. Ceny jednak dość szybko wróciły nad wspomniany poziom. Naruszona została linia trendu wzrostowego oparta na lokalnych dołkach kreślonych już od maja. Taki sygnał mógł przestraszyć posiadaczy długich pozycji, ale nie zapominajmy, że trwa (jeszcze!) hossa. Zatem nie należy zbyt szybko reagować na sygnały sprzedaży, ale warto poczekać na ich potwierdzenie. Takim potwierdzeniem przełamania linii trendu byłoby zejście pod poziom dołka z 21 czerwca. Nic takiego nie miało miejsca. Skoro tak, to na razie należy przyjąć, że spadek cen był tylko chwilowy, a naruszenie linii pułapką.

Ta rezerwa związana z sygnałem opartym na linii trendu wynika z tego, że nie są to sygnały najbardziej wiarygodne. Tym bardziej jeśli miałyby oznaczać zakończenie wieloletniego trendu.