Między polskimi koncernami paliwowymi Grupą Lotos i Orlenem nie od wczoraj wieje chłodem. Spółki od lat nie mogą się dogadać w wydawałoby się banalnych sprawach. Próbą przełamana tych lodów miało być niedawne spotkanie zarządów obu firm w Gdańsku. Jednak i ta inicjatywa - choć oczywiście należy ją ocenić ze wszech miar pozytywnie - najwyraźniej niewiele zmieniła we wzajemnych stosunkach obu koncernów.

Pół biedy, gdy wzajemne niesnaski dotyczą tylko tego, co dzieje się w Polsce. Jednak gdy sprawy wychodzą poza granice, sytuacja zmienia się diametralnie. A z taką właśnie sytuacją mamy - lub będziemy mieć - do czynienia w przypadku starań o łotewskie złoża ropy w bałtyckim szelfie. I nic dziwnego, że fakt konkurowania Lotosu i Orlenu w ewentualnym przetargu na koncesje wywołuje uśmieszki. Podobnie reagowalibyśmy zapewne, gdyby np. dwa rosyjskie, kontrolowane przez tamtejszy rząd, koncerny konkurowały ze sobą choćby na detalicznym rynku Polski.

Dotychczasowe dokonania gdańskiej firmy wyraźnie wskazują na to, że w staraniach o dostęp do łotewskich złóż ropy jest ona o co najmniej dwie długości przed płockim konkurentem. Orlen nie tylko nie ma żadnych doświadczeń w wydobyciu, ale i nie bardzo wie, jak mógłby je szybko zdobyć.

Panowie Prezesi! Oto nadeszła najwyższa pora, aby połączyć wreszcie siły i o łotewską ropę zabiegać wspólnie. Jeśli ten projekt Was nie zjednoczy, nie zjednoczy Was zapewne już nic. A - jak wiadomo nie od dziś - gdzie dwóch się bije...