Węgierskie reformy zaczynają skutkować

Tak źle, jak obecny, nie był oceniany przez Węgrów żaden demokratyczny rząd. Prowadzony przezeń program oszczędnościowy daje jednak pierwsze wyniki

Publikacja: 30.07.2007 08:43

Gdyby na Węgrzech w wyborach parlamentarnych mogli uczestniczyć tylko inwestorzy giełdowi, to sytuacja premiera Ferenca Gyurcsanya byłaby o wiele lepsza. 45-letni szef partii socjalistycznej przed rokiem przystąpił do realizacji surowego programu oszczędnościowego. Polityka ta zaczeła przynosić pierwsze efekty w postaci silniejszego forinta i rekordowych poziomów głównego indeksu giełdowego. Jednocześnie jednak podniesienie podatków, rachunków za komunalne media, oprocentowania kredytów hipotecznych i redukcja zatrudnienia w budżetówce doprowadziły do nasilenia żądań jego odejścia.

Najgorszy rząd od 18 lat

W najnowszym badaniu opinii publicznej 64 proc. Węgrów opowiedziało się za skróceniem obecnej kadencji parlamentu, która kończy się w 2010 r. Uczestnicy tej ankiety uznali obecny rząd za najgorszy w 18-letniej historii współczesnej węgierskiej demokracji.

W celu uratowania swojej politycznej kariery i obecnego programu Gyurcsany musi przekonać Węgrów, że ich obecne poświęcenia będą skutkowały o wiele lepszą koniunkturą w przyszłości. - Politycy koncentrujący się jedynie na utrzymaniu krótkotrwałej popularności nigdy nie będą mieli możliwości ani odwagi do przeprowadzenia głębokich reform strukturalnych - powiedział węgierski premier w niedawnym wywiadzie prasowym.

Na razie jednak stoi w obliczu ponurej rzeczywistości, na którą składa się najgorsza sytuacja gospodarcza w Unii Europejskiej. Świadczy o tym sięgająca 8,6 proc. stopa inflacji, najwyższe w Unii stopy procentowe (główna wynosi 7,75 proc.) i największy deficyt budżetowy - 9,2 proc. produktu krajowego brutto w zeszłym roku. Tempo węgierskiego wzrostu gospodarczego spadło do poziomu sprzed 10 lat.

Socjaliści doszli do władzy w 2002 r. obiecując podniesienie o 50 proc. pensji w sektorze publicznym. Tę część programu wyborczego zrealizowali Węgrzy i dodatkowe pieniądze zaczęli masowo wydawać na telewizory, samochody i inne towary z importu. To zwiększyło deficyt budżetowy do niebezpiecznych rozmiarów i zmusiło rząd do rezygnacji z planów wejścia do strefy euro w 2010 r. Obecnie termin przesunięto na 2014 r., a żeby go dotrzymać, w czerwcu zeszłego roku Gyurcsany wprowadził całą serię oszczędnościowych posunięć.

Pierwsze symptomy poprawy

Oznaczało to w praktyce koniec trwającego dwa lata miodowego miesiąca z wyborcami, którzy zaledwie dwa miesiące wcześniej powierzyli partii Gyurcsanya drugą z rzędu kadencję u władzy, czego nie osiągnął żaden inny węgierski premier po obaleniu komunizmu w 1989 roku. Jego popularność zaczęła gwałtownie spadać zaraz po wprowadzeniu nowych podatków, redukcji zasiłków i zmniejszeniu zatrudnienia w sektorze publicznym. Doprowadziło to do burzliwych demonstracji przed gmachem parlamentu w Budapeszcie i ulicznych zamieszek najgorszych od rewolucji z 1965 roku stłumionej przez sowieckie czołgi. Węgrów rozwścieczyło przyznanie się premiera, że okłamał ich przed wyborami co do stanu gospodarki, byle tylko zapewnić sobie reelekcję.

Po roku pojawiły się pierwsze symptomy zapowiadanej poprawy sytuacji. Wskaźnik nastrojów w gospodarcze był w czerwcu na poziomie najwyższym od prawie roku, gdyż wzrósł optymizm konsumentów dostrzegających poprawiającą się perspektywę ich sytuacji finansowej.

Bank centralny w czerwcu po raz pierwszy od 2005 r. obniżył stopy procentowe, inflacja spadła, a rząd już trzy razy redukował prognozę tegorocznego deficytu budżetowego, bo przychody są znacząco większe niż przewidywano.

Ferenc Gyurcsany w wyborach

miałby pełne poparcie inwestorów

- Reformy realizowane przez socjalistyczny rząd mogą być trudne dla mieszkańców, ale trzeba je przeprowadzić, bez względu na to, czy opinia publiczna chce tego, czy nie. Te posunięcia będą dla Węgrów korzystne w dłuższym okresie - uważa Steven Gardyn, który zarządza 500 mln euro w środkowoeuropejskich obligacjach w luksemburskim KBC Asset Management. Wolfgang Zega z frankfurckiej firmy Deka Investments, zarządzający aktywami z emerging markets, uważa, że Gyurcsany jest siłą napędową obecnych reform. - I tylko on może je dokończyć - dodaje Zega. Nie wiadomo jednak, czy zdąży, bo przed wcześniejszymi

wyborami jego partia może zmienić przywódcę, żeby nie kojarzył się z bolesnymi

reformami.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego