Gdyby na Węgrzech w wyborach parlamentarnych mogli uczestniczyć tylko inwestorzy giełdowi, to sytuacja premiera Ferenca Gyurcsanya byłaby o wiele lepsza. 45-letni szef partii socjalistycznej przed rokiem przystąpił do realizacji surowego programu oszczędnościowego. Polityka ta zaczeła przynosić pierwsze efekty w postaci silniejszego forinta i rekordowych poziomów głównego indeksu giełdowego. Jednocześnie jednak podniesienie podatków, rachunków za komunalne media, oprocentowania kredytów hipotecznych i redukcja zatrudnienia w budżetówce doprowadziły do nasilenia żądań jego odejścia.
Najgorszy rząd od 18 lat
W najnowszym badaniu opinii publicznej 64 proc. Węgrów opowiedziało się za skróceniem obecnej kadencji parlamentu, która kończy się w 2010 r. Uczestnicy tej ankiety uznali obecny rząd za najgorszy w 18-letniej historii współczesnej węgierskiej demokracji.
W celu uratowania swojej politycznej kariery i obecnego programu Gyurcsany musi przekonać Węgrów, że ich obecne poświęcenia będą skutkowały o wiele lepszą koniunkturą w przyszłości. - Politycy koncentrujący się jedynie na utrzymaniu krótkotrwałej popularności nigdy nie będą mieli możliwości ani odwagi do przeprowadzenia głębokich reform strukturalnych - powiedział węgierski premier w niedawnym wywiadzie prasowym.
Na razie jednak stoi w obliczu ponurej rzeczywistości, na którą składa się najgorsza sytuacja gospodarcza w Unii Europejskiej. Świadczy o tym sięgająca 8,6 proc. stopa inflacji, najwyższe w Unii stopy procentowe (główna wynosi 7,75 proc.) i największy deficyt budżetowy - 9,2 proc. produktu krajowego brutto w zeszłym roku. Tempo węgierskiego wzrostu gospodarczego spadło do poziomu sprzed 10 lat.