Nieracjonalność
stwarza okazje
Thomas Brown, analityk Bankstocks. com, obecny kryzys porównuje do sytuacji w roku 1998, kiedy Rosja ogłosiła niezdolność spłacenia zobowiązań wobec zagranicy.
- To, co stało się wówczas, stanie się obecnie - ludzie odzyskają rozsądek i utrzymujący się wysoki poziom strachu na rynku ustąpi pewnemu poziomowi zachłanności - mówi. Twierdzi, że im bardziej nieracjonalnie postępują inwestorzy, tym większe stwarzają okazje do zakupu.
Wiele wskazuje na to, że następna w kolejce może być Wielka Brytania, gdzie liczba pozbawionych praw własności posiadaczy domów, niespłacających zadłużenia, w pierwszym półroczu wzrosła o 30 proc. Wskaźnik zadłużenia gospodarstw domowych do ich dochodów wynosi tam 1,62, w USA 1,42, w Japonii 1,36, a w Niemczech 1,09.
My się nie zarazimy
Czy Polsce grozi podobny do amerykańskiego scenariusz? Czy u nas również część kredytobiorców z dnia na dzień zaprzestanie spłaty swojego zadłużenia i straci prawo do domów i mieszkań? - Na pewno nie - uspokajają eksperci. Perturbacji, jakie dotknęły Amerykanów, całkowicie uniknąć się jednak nie da. Rośnie LIBOR dla walut obcych, podwyższa się więc oprocentowanie bardzo popularnych w Polsce kredytów we frankach szwajcarskich. Amerykański problem może też sprawić, że z naszego rynku mogą zniknąć najatrakcyjniejsze propozycje banków, gotowych sfinansować w walucie wartość całej nieruchomości biorąc 0,8-1 proc. marży (standardowo ok. 1,5 proc.), coraz trudniej może być również pożyczyć pieniądze na zakup kolejnych mieszkań w celu inwestycyjnym. Banki będą też ostrożniej dokonywały własnych wycen kredytowanych nieruchomości - wyliczają specjaliści. - Generalnie jednak marże nie powinny wzrosnąć - pocieszają.
Rośnie koszt kredytów walutowych na rynkach międzynarodowych, co automatycznie przekłada się na wysokość oprocentowania kredytów również w Polsce. Tylko w czwartek 3-miesięczny LIBOR dla CHF podskoczył o 0,02 pkt proc. do 2,74 proc. osiągając najwyższy poziom od września 2001. - Zjawisko to jednak będzie miało charakter przejściowy, uspokaja - Marek Juraś z DM BZ WBK.- Można bowiem spodziewać się, że pogorszenie sytuacji gospodarczej ostatecznie spowoduje wycofywanie się banków centralnych z planowanych podwyżek stóp procentowych.
Nie nastąpi to od razu, ale w perspektywie kilku miesięcy może dać o sobie znać - dodaje Dariusz Nawrot z BM BPH. Na obecnym wzroście kosztu kredytów walutowych nie ucierpią natomiast polskie banki. Zdecydowana większość z nich finansuje akcję kredytową depozytami i nie potrzebuje się w tym celu zadłużać.
Jesteśmy nieprzemakalni...
O ile kłopoty z amerykańskiego rynku nieruchomości przeniknęły już na giełdy europejskie i rynek pożyczek międzybankowych, to już nie należy mieć obaw, że tamtejsze problemy ze spłatą kredytów automatycznie przejdą na naszych rodaków - mówi Marek Juraś z DM BZ WBK. Według Agnieszki Nachyły, dyrektor departamentu bankowości hipotecznej z Millennium jest to niemożliwe między innymi ze względu na zupełnie inne podejście do klienta banków polskich a amerykańskich czy brytyjskich. - U nas udzielanie kredytu osobie ze złą historią kredytową w Biurze Informacji Kredytowej należy do rzadkości. Trudno też o banki, które pożyczą ogromne kwoty, z jakimi mamy do czynienia w przypadku kredytów mieszkaniowych, wyłącznie na podstawie oświadczenia o dochodach klienta. A jest to praktyka stosowana na rynku anglosaskim - mówi A. Nachyła. Zagrożenie w przypadku zachodnich rynków stanowi duży udział kapitału spekulacyjnego w zakupach nieruchomości. U nas inwestowanie w nieruchomościach wciąż działa na niewielką skalę. Szacuje się ją na 10-20 proc. całego obrotu.
Chociaż pewne obawy istnieją. - Nie da się ukryć, że ogólnoświatowe doświadczenia pokazują, iż kredyty mieszkaniowe zaczynają się psuć między 4 a 6 rokiem ich życia. - mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Nam do kulminacyjnego punktu jeszcze trochę brakuje. Bardzo duża część osób, bo ponad 300 tys., zadłużyła się zaledwie przed rokiem. Zdaniem Marka Jurasia, kryzysowe okresy w spłacie zadłużenia bardziej wynikają z osłabienia koniunktury gospodarczej, niż z kłopotów kredytobiorcy po 4-6 latach. A polska gospodarka ma się na tyle dobrze, że niebezpieczeństwo kłopotów z odzyskaniem kredytów nie grozi naszym bankom.
... póki nie zacznie rosnąć bezrobocie
Niespłacalność kredytów hipotecznych w Polsce od lat utrzymuje się na bardzo niskim poziomie, chociaż zadłużenie z tego tytułu rośnie w szybkim tempie. Na koniec czerwca do spłacenia mieliśmy już 97 mld zł (56,5 mld zł w walutach obcych). Obecnie z 1000 zł przeznaczonych przez bank na tego typu kredyt pojawia się kłopot z odzyskaniem 25-28 zł. Podczas gdy dla całego portfela kredytowego problem dotyczy 63 zł na każdy pożyczony 1000 zł. - I właśnie ta niska szkodowość oraz traktowanie hipotek jako kotwicy dla klienta, który później zaczyna korzystać z innych produktów bankowych, sprawia, że banki nie zdecydują się na podwyżkę marż dla kredytów mieszkaniowych - uważa Mariusz Drzewiecki, odpowiadający za sprzedaż kredytów hipotecznych w Banku Handlowym.
Wszyscy są jednak zgodni, że sytuacja może stać się groźna, gdy kryzys na rynku nieruchomości za Oceanem osłabi naszą koniunkturę gospodarczą lub jeśli - niezależnie od amerykańskich kłopotów - polską gospodarkę dotknie recesja. I znów zacznie rosnąć bezrobocie. - Nie spodziewam się jednak, aby stało się to w ciągu najbliższego roku czy dwóch - uważa Marek Juraś.
komentarz
Marcin Bilbin
analityk rynków finansowych
w Pekao
Problemy z "Subprime loans" jeszcze powrócą
Problemy związane z rynkiem kredytów hipotecznych o podwyższonym ryzyku jeszcze dadzą nam o sobie znać. Wiele osób fizycznych za oceanem nie będzie w stanie spłacać wysokooprocentowanych kredytów, co będzie miało negatywny wpływ na rynek CDO (collateralised debt obligation). Ponieważ w aktywa związane z amerykańskim rynkiem hipotecznym inwestował praktycznie cały świat, straty poniesie wiele insDane historyczne pokazują, że wzrost spreadów kredytowych miał istotny wpływ na koniunkturę w gospodarce amerykańskiej. Warto jednak zwrócić uwagę, że dane ekonomiczne pokazują dobre nastroje amerykańskich konsumentów, mimo problemów rynku hipotecznego.
W ciągu ostatnich tygodni mieliśmy już do czynienia z silną falą wyprzedaży na giełdach światowych. Kolejne dni czy tygodnie mogą upłynąć pod znakiem poprawy klimatu inwestycyjnego i odreagowania. Warto jednak zwrócić uwagę, że inwestorzy stopniowo zmieniają podejście do wyceny ryzykownych aktywów, a kryzys amerykańskiego rynku kredytów hipotecznych będzie powracał na globalny rynek finansowy.
Roland Paszkiewicz
dyrektor ds. analiz, CDM Pekao
Odbicie albo druga fala
Na kryzys na rynku ryzykownych kredytów hipotecznych złożyły się dwa czynniki. Pierwszy to utrzymujące się wysokie stopy Fedu, a drugi - rosnąca awersja do ryzyka. Od około miesiąca inwestorzy wyceniają je coraz wyżej, stąd rosnąca różnica cen obligacji bezpieczniejszych i bardziej ryzykownych.
W przyszłości mogą nas czekać dwa warianty rozwoju wydarzeń. Jeśli za sobą mamy dopiero pierwszą falę kryzysu, oznacza to, że czekają nas jeszcze kolejne. Przełożyłoby to się na przykład na trudności firm inwestycyjnych (spadek cen posiadanych aktywów, ograniczoną ich płynność) oraz problemy na rynku
fuzji i przejęć. Większość z nich finansowana jest pożyczkami i nagle mogłoby się okazać, że wobec wyższych kosztów kapitału duża ich część staje się nieopłacalna.
Inny scenariusz zakłada, że obecna reakcja na kłopoty z kredytami "subprime" jest przesadzona. O takim spojrzeniu na sprawę mogą świadczyć nieśmiałe oznaki odbicia na rynkach giełdowych.
Cokolwiek miałoby się zdarzyć w przyszłości, lipcowa fala wyprzedaży na giełdach pokazała, jak krucha jest obecna hossa. Niemniej jednak mam wrażenie, że tym, co przyniesie nam prawdziwą bessę, będzie dopiero kolejny skok presji inflacyjnej w USA. Wówczas to może nas czekać długotrwałe panowanie niedźwiedzi zarówno w Europie, jak i za oceanem. Oba rynki to w praktyce naczynia połączone.
Andrzej Powierża
analityk DM PKO BP
Narzekania trochź spóęnione
W Stanach Zjednoczonych problem kredytów hipotecznych "subprime" to kwestia znana nie od dziś. Od dłuższego czasu pojawiały się obawy, że rosnące stopy procentowe mogą wpłynąć na kredyty, a to z kolei na gospodarkę. Przez dłuższy czas wydawało się jednak, że oddziaływanie jest mniejsze niż się obawiano. Specjaliści martwili się przede wszystkim o spadek konsumpcji związanej z mniejszymi pożyczkami zabezpieczanymi nieruchomościami, natomiast nie zapowiadano tak znacznego pogorszenia jakości kredytów.
Nie zajmuję się rynkiem amerykańskim, ale wydaje mi się, że obecne zaskoczenie i lamenty analityków są trochę bezzasadne. Nie trudno było się domyślić, że rynek bardziej ryzykownych kredytów ("subprime") "popsuje się" pierwszy, bo taka jest jego natura. Inwestorzy powinni być świadomi, że lokując pieniądze w instrumentach z nimi związanych, godzą się na zwiększone ryzyko.