Choroba zakaźna w postaci kłopotów z rynkiem ryzykownych kredytów hipotecznych zatacza coraz szersze kręgi. Problemy, które dotykały dotychczas tylko amerykańskich pożyczkodawców, zaczynają zarażać także europejskie podmioty. W czwartek ofiarą kryzysu finansowego padł francuski BNP Paribas. Dla większości inwestorów sygnał jest jednoznaczny - obecny kryzys na rynkach finansowych to już nie przelewki.
Oliwy do ognia dolewa fakt, że skali problemów wynikających z obligacji subprime nikt nie potrafi dokładnie oszacować. Opinie analityków, którzy podejmowali się wycenić je w dolarach, wahały się od 50 do 600 mld. Jeżeli prawdą okazałyby się scenariusze bardziej pesymistyczne, z pewnością światowe giełdy czekałby minikrach. Lub, jak niektórzy sądzą, wcale nie mini...
Na szczęście, na stosunkowy optymizm pozwalają działania podejmowane przez światowe banki centralne. Wobec nadciągających nad horyzont problemów do ratowania rynków finansowych rzuciły się ochoczo instytucje całego świata - od Stanów Zjednoczonych po Daleki Wschód. Banki centralne starają się wstrzyknąć na rynek trochę kapitału, gdyż podejrzliwi wobec siebie pożyczkodawcy nie kwapią się szczególnie z dzieleniem się nawzajem gotówką. Nowojorski oddział Fed zdecydował wczoraj o przeznaczeniu 19 mld dolarów na wykup obligacji hipotecznych. Kolejne 61 mld euro postanowił wpompować w system bankowy również EBC na Starym Kontynencie. Na podobne kroki zdecydowały się także banki centralne Australii i Azji. Wielu analityków patrzy z nadzieją na te wysiłki mające na celu uspokojenie sytuacji.
Pomimo tych pojedynczych źródeł optymizmu na rynkach panuje raczej strach. Symptomy wyraźnego pesymizmu dobrze odzwierciedlają różnorakie wskaźniki nastroju, które obecnie notują rekordowe (negatywne) wartości. Co więcej, rynek porusza się już lukami, zmienność osiąga dawno nienotowane poziomy. Paradoksalnie przez inwestorów preferujących kontrariański model myślenia sygnały te mogą zostać potraktowane jako dobry omen.
PARKIET