Spółki zajmujące się sprzedażą detaliczną dóbr trwałego użytku (ang. consumer durables) to z pozoru bardzo niejednorodna grupa. Na warszawskiej giełdzie w gronie tej branży znaleźć można choćby dystrybutorów komórek (Tell, TelForceOne), czy też sprzedawcę biżuterii (Kruk). W większości, spółki z tej branży związane są przede wszystkim z przemysłem lekkim, a mówiąc konkretniej - ze sprzedażą odzieży i obuwia.
Cechą wspólną tych wszystkich zróżnicowanych przedsiębiorstw jest uzależnienie od koniunktury w gospodarce, a mówiąc precyzyjniej - od wydatków konsumentów. Kiedy w kwietniu 2004 r. roczne tempo sprzedaży detalicznej spadło do minus 14,4 proc., roczne tempo wzrostu obliczanego przez nas indeksu branżowego Sprzedaż Detaliczna było również ujemne. Kiedy dla odmiany w pierwszej połowie bieżącego roku roczne tempo sprzedaży detalicznej utrzymywało się w rekordowym przedziale 15-20 proc., roczna dynamika indeksu branżowego przekroczyła 150 proc.
Rynek obstawia dobrą
koniunkturę
Tak ścisła zależność od koniunktury sprawia, że w przypadku utrzymania dotychczasowych tendencji w gospodarce, niemal pewny jest dalszy wzrost zysków ogółu spółek. W warunkach dwucyfrowego tempa wzrostu sprzedaży detalicznej trudno oczekiwać, że firmy z branży nagle przestaną poprawiać wyniki. Działa tu prosty mechanizm ekonomiczny - sprzedaż rośnie, bo rosną dochody Polaków, a te zwiększają się wraz z rosnącym popytem na pracę i malejącą jej podażą. Z dzisiejszej perspektywy widać, że spółki zajmujące się sprzedażą detaliczną w pewnym stopniu skorzystały na wejściu Polski do UE w dość nieoczekiwany sposób - emigracja zarobkowa przyczyniła się do presji płacowej i wzrostu dochodów konsumentów (choć oczywiście nie jest to jedyna i najważniejsza przyczyna presji na wzrost płac).