Ostatnie sesje na Wall Street pokazują godne politowania odbicie po spektakularnych spadkach z zeszłego tygodnia. Sądziłem, że mocno wyprzedany indeks Dow Jones stać na coś więcej, niż tylko coraz wyżej położone długie cienie dziennych świec. Trzy kolejne zamknięcia w okolicach poziomu 13 670 punktów co prawda sugerowały brak ochoty niedźwiedzi do silniejszego szturmu, ale z drugiej strony połowa zeszłotygodniowej piątkowej długiej świecy spadkowej nadal pozostała silnym oporem.

Trudno się dziwić słabości popytu w sytuacji nie najlepiej wróżących na przyszłość danych ze spółek sektora finansowego. Cały świat mocno analizuje konsekwencje tworzenia rezerw przez Merrill Lynch w związku ze znacznym zaangażowaniem na rynku trudno ściągalnych kredytów hipotecznych. Zgodnie z pogłoskami rynkowymi, jedna z największych instytucji finansowych świata prawdopodobnie nie pozostanie odosobniona w tych działaniach, gdyż AIG ma podobny problem. Idąc dalej rynek może zalać kolejna fala nieprzychylnych informacji o bankructwach podmiotów zadłużonych, które nie są w stanie spłacić swoich zobowiązań. Równolegle nie najlepsze dane o zatrudnieniu i produkcji przemysłowej nie zachęcają obozu byków do walki o szczyty. Na rynku ciągle żywa jest pamięć o krachu z 1987 roku, co dodatkowo potęguje nerwowość.

Pytanie, na ile emocje znajdą przełożenie na zachowanie większych uczestników rynku? Ciekawe jest postępowanie czołowych banków centralnych, które już do tej pory zasiliły rynek niebagatelną kwotą kilkuset miliardów dolarów w celu ustabilizowania rynków. Interesujący jest również poziom 13 670 punktów indeksu Dow Jones, który kolejny raz może stać się lokalnym punktem zwrotnym. Należy również pamiętać o coraz wyższym kącie nachylenia linii średnioterminowego trendu wzrostowego, która wymusza na Dow Jones coraz wyższe poziomy obrony. Obecnie wielkości te oscylują jednocześnie na pułapie 61,8-proc. zniesienia wakacyjnej fali spadkowej, czyli w okolicy 13 400-13 500 punktów.

DM AmerBrokers