Paradoksalnie wraz z zakończeniem października, uznawanego za miesiąc krachów, na giełdach światowych zapanował pesymizm. Czwartkowy atak sprzedających na amerykańskich rynkach (kiedy S&P 500 stracił 2,6 proc.) doprowadził do zniwelowania nie tylko zwyżki ze środy, kiedy inwestorzy byli jeszcze pod wrażeniem obniżki stóp procentowych, ale z ostatniego półtora tygodnia. Indeks S&P 500 znalazł się o krok od październikowego dołka.
"Mam niemal wrażenie, jakby (środowa) zwyżka na rynku była tylko snem, a w czwartek obudziliśmy się w brutalnej rzeczywistości" - tak sytuację podsumował cytowany przez Reutersa Peter Kenny z Knight Equity Markets. Co sprawiło, że jeszcze w środę inwestorzy świętowali kolejną obniżkę stóp, a dzień później ruszyli do masowej wyprzedaży? Co zadecydowało o tym, że z dnia na dzień S&P 500 oddalił się z poziomu bliskiego rekordom w pobliże październikowego dołka?
Obniżki stóp wspierały
giełdę...
Kluczem do wyjaśnienia tak nagłego zwrotu na rynku jest fakt, że to właśnie oczekiwane przez inwestorów obniżki stóp były głównym czynnikiem napędzającym wzrost kursów akcji nie tylko w końcówce października, ale już od połowy sierpnia. S&P 500 podniósł się z letniego upadku i powrócił do lipcowego rekordu (a nawet zdołał go na chwilę pobić) m.in. właśnie dlatego, że inwestorzy oczekiwali zdecydowanego działania ze strony Fedu.