Centrozap, który od prawie dwóch lat procesuje się z katowickim urzędem kontroli skarbowej, ma coraz większe szanse na uzyskanie odszkodowania idącego w dziesiątki milionów złotych. Po etapie przesłuchań świadków, ważnym dowodem w sprawie będzie opinia biegłego z zakresu finansów.
Uznał on właśnie, że błędne decyzje "skarbówki" sprzed lat wyrządziły w majątku przedsiębiorstwa szkodę na 51,4 mln zł. Tymczasem w pozwie Centrozap oszacował swoje roszczenia na 100 mln zł. I nie odpuszcza.
- W przyszłym tygodniu złożymy do sądu wniosek o rozszerzenie opinii - zapowiada Ireneusz Król, prezes katowickiej spółki. - Biegły analizował bowiem jedynie sytuację Centrozapu, a przecież ucierpiała cała grupa kapitałowa - przepadły odlewnie, pracę straciło ponad 300 osób - dodaje.
Zdaniem prezesa, analiza sytuacji całej grupy wykaże, że faktyczna szkoda na majątku Centrozapu była wyższa od kwoty obecnie oszacowanej przez biegłego sądowego.
Zadośćuczynienie, o które walczy Centrozap, ma pokryć szkody, jakie spowodowały - jak czytamy w pozwie - "niezgodne z prawem działania organów skarbowych przy wykonywaniu władzy publicznej". Blisko siedem lat temu urzędnicy nakazali bowiem Centrozapowi zapłacić ponad 100 mln zł rzekomo nienależnie pobranych zwrotów podatku (z karnymi odsetkami), co doprowadziło przedsiębiorstwo do upadłości. Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził później, że aż 75 mln zł urząd naliczył bezpodstawnie. Kiedy pieniądze wróciły do Centrozapu, spółka stała już na skraju bankructwa. Straciła bowiem wiarygodność w oczach partnerów handlowych, inwestorów i banków. W efekcie, na wniosek Centrozapu, papiery zostały wycofane z obrotu giełdowego. Dopiero w zeszłym roku firma zamknęła kwestię układu z wierzycielami (objął m.in. giełdowe: Stalexport, Ferrum czy Fasing). W ramach rozliczenia długów zgodzili się oni objąć nowe papiery katowickiej spółki.