Jeszcze jesienią ubiegłego roku udział złych kredytów był niemal o połowę mniejszy.

Wzrost, jaki miał miejsce w ostatnich miesiącach, wiązał się z problemem opcji walutowych. Po gwałtownym osłabieniu złotego firmy nie były w stanie regulować zobowiązań wobec banków z tytułu transakcji opcyjnych. W efekcie banki były zmuszone do dokonywania dużych odpisów. W niektórych przypadkach bankowcy decydowali się na restrukturyzację „opcyjnych” należności wobec przedsiębiorstw poprzez przekształcanie ich w kredyty. W takim wypadku również konieczne było zawiązywanie rezerw, a należności były zaliczane do kategorii „zagrożone”.

Dane NBP mogą jednak wskazywać, że pogarsza się również jakość „zwykłych” kredytów, np. na inwestycje bądź obrotowych. Wzrost udziału należności zagrożonych miał bowiem miejsce również w przypadku przedsiębiorców indywidualnych (bank centralny zalicza do tej kategorii podmioty zatrudniające mniej niż 10 osób). W tej kategorii klientów udział złych kredytów jest jednak obecnie mniejszy niż w większych firmach – z taką sytuacją mamy miejsce pierwszy raz od 2004 r.

W niewielkim stopniu pogarsza się natomiast jakość należności banków od osób prywatnych. W końcu czerwca udział złych kredytów stanowił 3,9 proc. całego portfela wobec 3,2 proc. w grudniu ubiegłego roku. To w znaczniej mierze konsekwencja faktu, że lwią część portfeli stanowią kredyty mieszkaniowe, które „psują się” zwykle dopiero po kilku latach.Ogółem udział złych kredytów w portfelach krajowych banków wynosił w końcu czerwca 6,3 proc. Był o 1,9 pkt proc. większy niż pod koniec ubiegłego roku.