W przedsionku euro korzystajmy z cudzych doświadczeń

Zgodnie z ostatnimi wypowiedziami przedstawicieli rządu, ze względu na problemy z utrzymaniem w ryzach finansów publicznych trudno szacować datę wejścia Polski do systemu ERM2, określanego jako przedsionek euro. Ale możliwe, że będzie to już 2012 r. Co nas czeka w mechanizmie kursowym?

Publikacja: 19.11.2009 15:39

Z dziesięciu państw członkowskich Unii Europejskiej, które przystąpiły do niej z początkiem maja 2004 r., siedem ma doświadczenia związane z obecnością w mechanizmie ERM2. Cztery – Słowenia, Cypr, Malta i Słowacja – już posługują się euro. Litwa, uczestnicząca w mechanizmie od 28 czerwca 2004 r., była o krok od przyjęcia wspólnego pieniądza, ale minimalnie przekroczyła kryterium inflacyjne.

Estonia w ERM2 jest od 28 czerwca 2004 r., a Łotwa – od 2 maja 2005 r. Oba kraje mają problemy głównie ze spełnieniem kryteriów związanych z finansami publicznymi. Dodatkowo od stycznia 1999 r. uczestnikiem systemu jest Dania, która jednak nie ubiega się o przyjęcie do strefy euro. Wcześniej do ERM, poprzednika ERM2, przystępowały kolejno kraje „starej piętnastki” Unii Europejskiej.

[srodtytul]Waluty bez większych zmianlub mocniejsze[/srodtytul]

Jeżeli spojrzeć na same kursy, dotychczasowe doświadczenia krajów uczestniczących w systemie ERM2 wskazują, że banki centralne nie pozwalają na większe odchylenia. Jeśli już się one pojawiają, to raczej w postaci aprecjacji lokalnej waluty niż osłabienia. Skrajnym przykładem jest słowacka korona, której wartość w czasie obecności w mechanizmie stabilizacyjnym podniosła się 25 proc. wobec euro. Względem dolara poszła w górę o ponad 30 proc.

Nasi południowi sąsiedzi to o tyle specyficzny przypadek, że w „poczekalni” przed przyjęciem wspólnej waluty byli zmuszeni dwukrotnie zmieniać poziom odniesienia dla przedziału wahań korony względem euro. Popyt na słowacką walutę był na tyle duży, że tamtejszy bank centralny miał problemy z nadążaniem z interwencjami poprzez wyprzedawanie koron, by utrzymać kurs w wyznaczonych granicach plus/minus 15 proc. względem ustalonego kursu referencyjnego.

Europejski Bank Centralny godził się na obniżenie parytetu EUR/SKK. Jak się okazało potem, gdy Słowacja zaczęła już posługiwać się euro, bardzo mocna waluta stała się sporym kłopotem dla słowackiej gospodarki.Czy spekulanci interesujący się walutami rynków rozwijających się nie powinni raczej grać na osłabienie walut państw rozwijających się? Rezerwy walutowe tych krajów są zazwyczaj dość małe i mogą wyczerpać się dość szybko lub w ogóle zniechęcać banki do nadmiernych interwencji. To doprowadzić powinno do dewaluacji waluty lokalnej i obniżenia kursu referencyjnego, co z kolei oznacza pewny zysk dla spekulantów.

[ramka][b]Czytaj także:[/b]

[link=http://www.parkiet.com/artykul/10,870795.html]» Negocjacje w sprawie ERM2 tajne i poufne[/link]

[link=http://www.parkiet.com/artykul/10,870800.html]» W ERM2 powinniśmy być jak najkrócej[/link]

[link=http://www.parkiet.com/artykul/10,870801.html]» Aby myśleć o euro, trzeba ustabilizować złotego[/link][/ramka]

Właśnie dlatego, jak podkreślają analitycy, z ostatnich doświadczeń państw naszego regionu trzeba wyciągać dalej idące wnioski dla krajów, które w przyszłości wejdą do „poczekalni” przed przyjęciem euro. Lata 2004 – 2007 były generalnie bardzo sprzyjające dla walut państw wschodzących. Kraje szybko się rozwijały, globalni inwestorzy szukali bardziej ryzykownych miejsc do lokowania kapitału. Inaczej było na przykład na początku obecnej dekady, kiedy brakowało czynników zewnętrznych wspomagających umacnianie się walut rynków wschodzących.

Przykładem są tu Węgry, które – nie będąc w systemie ERM2 – posługiwały się mechanizmem ograniczającym wahania kursowe. W pierwszej połowie obecnej dekady zostały kilkakrotnie zmuszone do dewaluacji forinta po tym, jak jego kurs był spychany do poziomu stanowiącego granicę zmian notowań względem ustalonego parytetu. Węgry stosowały mechanizm podobny do ERM2 – dopuszczalne odchylenia wynosiły plus/minus 15 proc.

[srodtytul]Bez naturalnego narzędzia[/srodtytul]

ERM2 to nie lada wyzwanie nie jedynie dla kursu walutowego, ale dla gospodarki w ogóle. Bywa, że zmagania z ustabilizowaniem jednego ze wskaźników okupione są nadmiernymi wahaniami innego. Nie tylko bardzo negatywnie odbija się to na samej gospodarce, ale i znacznie oddala perspektywę przyjęcia wspólnotowej waluty. Widać zatem, że do uczestnictwa w mechanizmie stabilizacyjnym warto być bardzo dobrze przygotowanym. Próbę siły gospodarek szczególnie dobrze można było zauważyć w ostatnich kilkunastu miesiącach, kiedy na dobre rozgorzał globalny kryzys. Główna bolączka krajów należących do ERM2 oraz tych, które niedawno przyjęły już euro, to deficyt handlowy.

Istotny jest tu przedział tolerancji dla wahań kursu waluty krajowej względem euro. Standardem jest, że ustala się go na poziomie plus/minus 15 proc. wobec kursu referencyjnego, ustalonego wcześniej wspólnie przez Europejski Bank Centralny i bank centralny państwa aspirującego do członkostwa w strefie euro. Taka skala wahań zdaje się być bezpieczna ze względu na możliwość, choć już ograniczoną, naturalnej stymulacji walutą gospodarki. Stanowi okres przejściowy przed ostateczną rezygnacją z takiego narzędzia, czyli przed przyjęciem wspólnotowej waluty. Kilka krajów zdecydowało się jednak na zawężenie tego tzw. korytarza.

Zimny prysznic zafundowały sobie Litwa i Estonia, których waluty w ERM2 w ogóle nie mogły zmieniać wartości względem euro. Było to bezpośrednim wynikiem utrzymywania systemu izby walutowej polegającego właśnie na usztywnieniu waluty, wprowadzonego w celu wyeliminowania presji inflacyjnej. W przypadku Łotwy dopuszczalne wahania kursowe musiały mieścić się w przedziale plus/minus 1 proc. Na wąski korytarz bądź zupełny jego brak kraje chętnie zgodziły się również ze względów politycznych. Rządy chciały w ten sposób uwiarygodnić swoją gotowość do wejścia do strefy euro, na czym im bardzo zależało między innymi ze względu na dążenie do uniezależnienia się od Rosji.

Usztywnienie kursów nie wyszło im jednak na dobre. W czasie ostatniego kryzysu, podczas gdy gospodarki naszego regionu, w tym szczególnie Polskę, ratowały słabe waluty, te trzy nadbałtyckie kraje pogrążyły się w bardzo głębokiej recesji, której źródłem była właśnie nierównowaga zewnętrzna, czyli zdecydowanie za niska sprzedaż za granicę. To równocześnie dowód na to, że samo spełnienie kryteriów z Maastricht nie świadczy o dobrej kondycji gospodarki i nie wystarcza do zapewnienia jej stabilnego rozwoju. Co więcej, część kryteriów przestaje być spełniona i nie zapowiada się, by szybko na powrót była.

Nierównowaga zewnętrzna jest też dużą bolączką dla krajów, które już posługują się euro. Ekonomiści wskazują, że powodem może być zbyt wczesne jego przyjęcie. Uczestnictwo ERM2 przypadło na czasy prosperity w światowej gospodarce, co pomogło ukryć brak wystarczającego przygotowania do reżimu walutowego. Czołowe przykłady to Słowenia i Słowacja, których deficyty handlowe i deficyty obrotów bieżących, choć nie tak duże jak w krajach nadbałtyckich, przełożyły się na znaczące ujemne roczne dynamiki PKB.

Malta i Cypr, choć z kryzysem poradziły sobie relatywnie dobrze, to problemy nierównowagi w bilansie handlowym i bilansie obrotów bieżących nie ominęły i ich. Złagodzone zostały w dużej mierze przez dodatnie saldo napływu kapitału w postaci zagranicznych inwestycji bezpośrednich oraz dzięki rozwiniętemu przemysłowi turystycznemu.

[srodtytul]Najważniejszy kurs referencyjny[/srodtytul]

Ocena kosztów i korzyści związanych z wejściem kraju do ERM2 jest silnie determinowana przez ogólne warunki gospodarcze.

Jeżeli członkostwo w systemie przypadnie na czas żwawego wychodzenia globalnej gospodarki z kryzysu, ewentualne zagrożenia w postaci nadmiernego deficytu handlowego oraz zbyt dużych wahań kursowych, w jedną lub drugą stronę, mogą nie mieć większego wpływu na kondycję gospodarki.

Tak czy inaczej, bardzo istotne wydaje się wyznaczenie odpowiedniego poziomu kursu referencyjnego w ERM2. Ewentualny błąd może ujawnić się dopiero w czasie kolejnej dekoniunktury gospodarczej na świcie, gdy kraj będzie już członkiem unii walutowej i nie będzie miał szansy na dewaluację. Z drugiej strony – warto wziąć pod uwagę, że wejście do mechanizmu ERM2, któremu będzie towarzyszyła wiarygodna perspektywa szybkiego znalezienia się w strefie euro, będzie miała korzystny wpływ na ocenę ryzyka inwestycyjnego w Polsce. Posłużmy się przykładem Słowacji.

Ten kraj wchodził do strefy euro w bardzo nerwowej atmosferze panującej na rynkach finansowych. Tu zaznaczyła się jej przewaga nad na przykład Polską w postrzeganiu ryzyka bankructwa tego kraju przez globalnych inwestorów. O ile w naszym przypadku koszt ubezpieczenia się przed upadkiem (obrazowany przez notowania CDS) sięgał na przełomie minionego i tego roku 250 pkt, to w przypadku Słowacji był o 100 pkt niższy. Natomiast tych różnic nie było widać w okresie, gdy korona słowacka pozostawała w mechanizmie kursowym. Średnia cena ubezpieczenia się przed bankructwem Słowacji w tym okresie wynosiła 30 pkt, a Polski – 42 pkt. Dziś ryzyko Słowacji wyceniane jest na 67 pkt, a Polski – na 117 pkt.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy