Faksem z Gdańska
Wycofanie się inwestora holenderskiego i austriackiego z zakupu stalowej części Huty im. Sendzimira wydłuża czarną serię nie dokonanych prywatyzacji. Pierwszym zwiastunem było fiasko negocjacji dotyczących Rafinerii Gdańskiej, powtórnym ostrzeżeniem - rezygnacja ze sprzedaży zespołu elektrowni Pątnów-Adamów-Konin. Teraz, gdy hutnictwo dołączyło do energetyki i sektora naftowego, rysuje się już groźna tendencja. Trzeba zestawić te fakty i wyciągać wnioski.Po pierwsze, zmienia się strategia zagranicznych inwestorów. Muszą oni myśleć w kategoriach rynku europejskiego, a nie rynku krajowego. Stąd obowiązkowe zainteresowanie Polską, jako przyszłym członkiem Unii Europejskiej. Ale czas optymizmu i skłonności do ryzyka minął. Przewidywania rynkowe skłaniają do asekuracji i oszczędniejszych planów inwestycyjnych. Zdarzyło się to akurat w najmniej stosownym momencie, kiedy prywatyzacja w Polsce obejmuje trudne sektory, gdzie chciałoby się postawić inwestorom ostre warunki w zakresie kapitałochłonnej modernizacji, ochrony środowiska i pakietów socjalnych. Wszystko to kosztuje, a zainteresowani są dzisiaj mniej skłonni wydawać pieniądze niż kilka lat temu.Po drugie, dowiadujemy się w ten sposób, że opóźnianie i przewlekanie procesów prywatyzacyjnych ma swoją cenę. Jeśli ktoś nie wierzy, że czas to pieniądz, powinien przestudiować najnowszą historię przemysłu petrochemicznego w Polsce. Od 1993 roku - kiedy powstał plan restrukturyzacji branży - po dzień dzisiejszy. W ciągu 6 lat powstała jedynie "czapka" o nazwie Nafta Polska, nie mająca najmniejszego znaczenia dla pozycji konkurencyjnej tego sektora. Kilka lat wyrwano z kalendarza naprawy innych sektorów, na przykład zbrojeniówki i chemii ciężkiej. Trzeba nazwać rzecz po imieniu. Było to karygodne zaniechanie koalicji SLD/PSL. Niestety, pierwszy rok rządu premiera Buzka też został zmarnowany.Po trzecie, widzimy, jaką ekstrawagancją i lekkomyślnością jest ględzenie w tej sytuacji o uwłaszczeniu. Zajmujemy się utopią, zamiast koncentrować energię na realnych zadaniach i dopingować Ministerstwo Skarbu Państwa do podejmowania decyzji. Z całą ostrością wychodzi na jaw nonsens, jakim jest tworzenie za pieniądze podatników urzędu ds. opóźniania prywatyzacji, zwanego Prokuratorią Generalną.Porażka prywatyzacji Huty im. Sendzimira to nie tylko efekt zaniechań z poprzednich lat. To także skutek chwiejnej i mętnej strategii Ministerstwa Skarbu Państwa. Przy niewiedzy co do losów Huty Katowice, decyzja holenderskiego Hoogevens i austriackiego Voest Alpine Stahl o wycofaniu się z Polski wydaje się zrozumiała.Szkoda tylko, że ofiarą pada wielka huta, która kiedyś była symbolem socjalistycznej industrializacji, ale w latach 90. wykonała poważny wewnętrzny wysiłek, by dostosować się do realiów gospodarki rynkowej. Odpowiedzialna postawa związków zawodowych i starania kierownictwa huty nie zostały nagrodzone. Podwójna szkoda...
JANUSZ LEWANDOWSKI