Co lepsze aktywa

Na Mazowieckiej - krótkiej warszawskiej ulicy - znajdują się trzy miejsca, które odwiedzam: Centrum Informacji KPWiG, II Urząd Skarbowy Warszawa-Śródmieście i księgarnia z tanimi książkami. Pierwsze dwa odwiedzam z obowiązku, trzecie - dla przyjemności.W księgarni sprzedawane są końcówki nakładów. Najczęściej są to pozycje egzotyczne (np. "Na początku była liczba. Duchowe tradycje świata w języku liczb") czy też zdezaktualizowane książki polityczne (każda władza przynosi kolejne) oraz dużo sensacji i fantastyki. W tych magazynowych końcówkach trafiają się również książki bardzo dobre, które powinny znaleźć się w każdej bibliotece inwestora.Ostatnio znalazłem pozycję, której tytułem jest tytuł niniejszego felietonu. Wydana przez PIW w 1993 r. Kosztowała 1,06 zł. Była tania, kupiłem kilka.Günter Ogger - autor książki - opisuje w niej, jak rodził się niemiecki kapitalizm w XIX wieku. W latach 20. i 30. produkty niemieckie były tak złej jakości, że podrabiano angielskie i francuskie znaki towarowe. Przemysłowcy próbowali zdobywać nowe technologie. Było to dość ryzykowne, gdyż Anglicy szpiegostwo przemysłowe karali śmiercią. W latach 40. pierwsze niemieckie lokomotywy zostały skopiowane z amerykańskich planów. Sami Amerykanie sabotowali zaś ich produkcję.Czytelników PARKIETU powinien szczególnie zainteresować rozdział zatytułowany "Grynderski amok". Opisano w nim giełdową gorączkę, która wybuchła w latach 70. ubiegłego wieku. Gorączka wybuchła po zwycięstwie Bismarcka nad Francuzami. Dokładniej - po ustaleniu i przywiezieniu do Berlina reparacji wojennych. Była to wypłacona w złocie równowartość rocznego dochodu narodowego Prus.Co zrobiły władze z tak dużą sumą? Spłacono długi i wykupiono większość obligacji i pożyczki (w tym wojenne). Pieniądze zalały kraj. Wygrana wojna, dobrze prosperująca i coraz silniejsza gospodarka i dużo złota od Francuzów. Dodatkowo w 1870 r. ułatwiono zakładanie spółek akcyjnych (wcześniej potrzebna była państwowa koncesja, teraz nie było żadnych ograniczeń w emitowaniu akcji).Od momentu założenia giełdy w Berlinie w 1790 r. do 1870 r. zadebiutowało na jej parkiecie 300 spółek, a w latach 1871-72 - 780. To oznacza, że każdego dnia przeprowadzano emisję akcji. Jak to się odbywało? Komitet założycielski kupował od przedsiębiorcy jego firmę płacąc dość wygórowaną cenę, doliczano prowizję i koszty manipulacyjne, przekształcano w spółkę akcyjną i całość sprzedawano 2-3-krotnie drożej. - Posługiwano się przynętą w postaci wspaniałych prospektów i sensacyjnych artykułów w gazetach - pisze G. Oggre. W mniejszych ośrodkach akcje oferowali "przedstawiciele giełdowi na miasto i wieś". Dziś nazwalibyśmy ich akwizytorami.Krach zaczął się w maju 1873 r., gdy upadł wiedeński Bank Kredytowy. Trwał krótko, ale był dotkliwy. Skala strat inwestorów trudna jest do oszacowania, gdyż duża część nowych spółek zbankrutowała, a indeksów giełdowych mierzących koniunkturę na rynku wówczas jeszcze nie było.Warto porównać tę sytuację sprzed 100 lat z krachem na warszawskiej GPW w 1994 r. W Niemczech pojawiło się na rynku zbyt dużo kapitału, kraj zaś wygrał wojnę. U nas brakowało kapitału, a kraj był zadłużony. Tam spółkę zakładał i wprowadzał na giełdę każdy, u nas praktycznie nie było emisji. Tam akcje oferowali i namawiali do ich zakupu akwizytorzy, u nas nie było doradców inwestycyjnych, a maklerzy tylko wklepywali zlecenia. Mimo to w każdej z tych sytuacji niedoświadczeni inwestorzy ponieśli straty.

ARTUR SIERANT