Obserwując notowania akcji na WGPW odnoszę wrażenie, że od jakiegoś czasu występuje brak zależności pomiędzy koniunkturą na giełdzie warszawskiej a rynkami światowymi. Kilka tygodni temu, kiedy rynki europejskie i giełda nowojorska poruszały się w trendach bocznych, napływ krajowego kapitału przyniósł kilkunastoprocentowy wzrost cen rodzimych akcji. Obecnie, kiedy znacząco poprawiła się ogólnoświatowa koniunktura, na warszawskiej giełdzie trudno doszukać się wyraźniejszego trendu. Powodem takiego stanu rzeczy jest znikomy udział inwestorów zagranicznych w obrotach rynku. Czynnikiem, który z pewnością wpływa na niewielką aktywność zagranicy, jest sytuacja makroekonomiczna naszego kraju (deficyt obrotów bieżących, tempo wzrostu PKB, deficyt budżetowy).Poprawa w sferze realnej gospodarki możliwa jest za kilka miesięcy, a nieznaczne, styczniowe zmniejszenie deficytu obrotów bieżących będące zasługą importu może przybrać trwalszy charakter w drugim kwartale (wzrost eksportu). O ile w krótkim terminie trudno doszukać się wpływu koniunktury światowej na ceny rodzimych akcji, o tyle średnioterminowy związek pomiędzy rynkami nadal istnieje. W tym też kontekście warto spojrzeć na obecną sytuację w USA.Wzrost cen akcji notowanych na NYSE w ciągu pięciu miesięcy, mierzony zmianą indeksu S&P500 wyniósł 40%. W tym okresie dynamika zysków amerykańskich przedsiębiorstw uległa osłabieniu. Wniosek z tego, że motorem napędowym zwyżki w głównej mierze były zmiany w poziomie stóp procentowych. Pomimo że inflacja wciąż znajduje się pod kontrolą, wielką zagadką jest poziom przyszłych stóp w USA. Nie jest wykluczone, że dobra koniunktura na giełdzie utrzyma się do 30 marca, kiedy to Fed może zdecydować się na kosmetyczną podwyżkę stóp procentowych.
.