TKM
Naiwnośćjest cechą,którą możnawybaczyć, gdy towarzyszy jej niewinność.Może być nawet pociągającaw stopniu,który czyniz niewinnegoi naiwnegomłodzieńcabohaterakultowej (tfu,przepraszamza to modnesłowo)powieści. Wdzięk mająjednak tylkonaiwniw sposóbnaturalny,spontanicznyi nie udawany.
Naiwność odgrywali przed kilku dniami młodzieńcy, którzy próbowali wykonać happening polityczny, czyli po prostu zrobić na złość lewicy, gdy ta zamierzała zarejestrować się jako partia polityczna. Swój wniosek barwnie uzasadniali politycznie, ideologicznie i historycznie, ale nie mieli odwagi powiedzieć wprost, że chcą zwyczajnie zrobić Millerowi, Kwaśniewskiemu i innym lewicowym politykom - na złość. Rżnęli głupa, jak barwnie niegdyś określił taką postawę jeden z posłów.Inni prawicowi działacze, od tamtych starsi tylko nieco konserwatyści, rozważali w tym samym czasie, jak przeciąć związki polityki z gospodarką. Mówili, naiwnie jakby byli nie z tego świata, że korupcji mogą zapobiec regulacje prawne. Ta ohydna przywara, jaką są lepkie ręce działaczy samorządowych i politycznych, jest - niestety - odwieczna. Walczyli z nią władcy - sami ulegali. Zwalczali politycy w systemach demokratycznych - i też, wystawieni na pokusy, okazywali się po ludzku słabi. Mam nadzieję, że naiwność konserwatywnych polityków jest prawdziwa, że nie są cyniczni, bo niektórych można by o to posądzać, jak tego konserwatystę, który z równym zapałem kierował telewizją państwową co prywatną, a dziś wzywa do walki z korupcją. Wiarygodność jest równie cenna jak wyobraźnia. Przypomnę w tym miejscu, że wciąż młodzi konserwatyści, o których mowa, wywodzą się z formacji zwanej Ruchem Młodej Polski. Figlarze, próbujący dać szczutka lewicy, nazwali się podobnie: Ruch Młodego Pokolenia.W politycznym centrum ostatnio wręczano sobie legitymacje partyjne. Obdarowany tekturką nr 1 premier Mazowiecki nie pojawił się na konwektyklu, co nie przeszkodziło numerowi 2 kontynuować jego kampanii podatkowej. Zaczyna ona, nawiasem mówiąc, przynosić pewne rezultaty: koalicja wydaje się dochodzić w tej sprawie do porozumienia i wkrótce ma wystąpić do Sejmu z jednolitym projektem troszkę niższych, niż dotychczas, podatków.Efekty może dać również tak zwane porozumienie dla rozwoju, którego projekt lider Unii Wolności przedstawił na posiedzeniu kierownictwa partii, a do którego przyjęcia wezwał wszystkie siły polityczne. Z punktu odzew nadszedł z lewej strony, która deklaruje gotowość do dyskusji, pod wieloma, rzecz jasna warunkami, natomiast ludowcy uznali to za zwykły już chwyt propagandowy, przy którego pomocy usiłuje się zrzucić na opozycję odpowiedzialność za katastrofę gospodarczą, którą ludowcy dostrzegają za horyzontem. Tę wizję przywołują tak monotonnie i uporczywie, że rodzi się podejrzenie, iż w głębi duszy pragną jej urzeczywistnienia, by móc zawołać: "a nie mówiliśmy?".Sympatycznie naiwny okazał się sam premier, na którego rzucono paskudne podejrzenie o współpracę z byłymi służbami. Premier wdał się w polemikę, siadając do gry z politycznymi szulerami, których każdy dorosły będzie obchodzić z daleka. Jeden z nich swoim wnioskiem doprowadził przed laty do upadku innego gabinetu koalicyjnego, rozwiązania Sejmu i - w konsekwencji - do przejęcia rządów przez neofitów socjalnej demokracji. Dziś wprawdzie mówi on prasie, że premier jest czysty jak łza (depesza PAP podaje, że czysty jak... zła), ale źródłem niegdysiejszych plotek o nieczystym życiorysie zacnego szefa gabinetu jest właśnie on, Pietrzyk Alojzy, górnik dołowy, były poseł i jeszcze bardziej były uczestnik Okrągłego Stołu.Witold Gombrowicz zwalczał w sobie naiwnego i niewinnego młodzieńca. Fascynowało go natomiast przeciwieństwo tego stanu, które odnajdował w parobku. Kto jest dziś parobasem?Odpowiedzcie sobie sami. Ja wiem.
PIOTR RACHTAN