Okiem spekulanta
Od ośmiu miesięcy na warszawskiej GPW dominuje trend wzrostowy. W tym czasie główny indeks WIG zyskał na wartości ponad 62%. Nie ma zatem co zaprzeczać faktom - na giełdzie panuje hossa.Otwarte jednak pozostaje pytanie, czy to już właśnie "ta" hossa, na którą wszyscy czekają? Czy indeks da radę przekroczyć szczyt z marca ub.r., znajdujący się na wysokości 18 600 pkt., a później pobić rekord wszechczasów z marca 1994 r. wynoszący 20 623 pkt.Czytając rynkowe komentarze, można pokusić się o odpowiedź na to pytanie. Jedna z zasad analizy technicznej mówi, że większość nigdy nie ma racji. Ton większości komentarzy jest zaś mniej więcej taki: średnioterminowy trend wzrostowy jest bezpieczny, grozi nam co najwyżej korekta (niektórzy piszą nawet, że jest ona niezbędna), sytuacja makroekonomiczna jest coraz lepsza i będzie sprzyjała giełdowej koniunkturze. Wprawdzie analitycy raczej wystrzegają się zajmowania zdecydowanego stanowiska i wyrażania swoich własnych poglądów, ograniczając się do opisywania rzeczywistości, jednak z komentarzy wynika, że większość przewiduje kontynuację wzrostów.Spoglądając na rynek z punktu widzenia analizy technicznej trzeba stwierdzić jedno: trend średnioterminowy jest wzrostowy. Warto jednak wrócić do początku tendencji, do października 1998 r. Zmianę trendu poprzedzały bardzo silne spadki, po których nastąpił okres 3-miesięcznej konsolidacji.Od września do grudnia 1998 r. na wykresie indeksu ukształtowała się formacja odwróconej głowy z ramionami, typowej dla zakończenia bessy. Wybicie z niej nastąpiło przy zwiększonym wolumenie, wszystko zatem wydawało się być w porządku. Jednak po niespełna dwóch tygodniach formacja załamała się. Czy taka sytuacja jest typowa dla początku hossy? Śmiem twierdzić, że nie.Na sytuację na giełdzie można też spojrzeć, stosując teorię Elliotta i przyjrzeć się charakterystyce psychologicznej poszczególnych fal. Generalnie wśród analityków ścierają się dwa poglądy: albo mamy do czynienia z pierwszą falą nowego impulsu wzrostowego, albo WIG znajduje się w fali B lub X, czyli - jednym słowem - w dalszym ciągu koryguje hossę z lat 1996-97.Jak fale pierwsze charakteryzują w swojej książce "Teoria fal Elliotta" Alfred J. Frost i Robert R. Prechter? "Ogólnie rzecz biorąc, około 50% fal pierwszych stanowi część kształtowania podstawy (...). Pozostałe 50% powstaje z dużych podstaw ukształtowanych przez poprzednią korektę, z załamań ruchów spadkowych bądź z obszarów skrajnego zagęszczenia". Przekładając to na język klasycznej analizy technicznej można stwierdzić, że fale pierwsze stanowią część formacji kończących bessę lub powstają po wybiciu z takich formacji. Moim zdaniem, trwających już osiem miesięcy wzrostów nie da się zakwalifikować do żadnej z tych kategorii. Wniosek, jaki z tego wypływa, jest nastepujący: rynek znajduje się w fali B lub X, czyli należy spodziewać się kontynuacji rozpoczętego w lutym 1997 r. długoterminowego trendu bocznego. A stąd wynika, że WIG wprawdzie może nieznacznie przekroczyć poziom szczytu z marca 1998 r., ale nie pobije swojego rekordu wszechczasów. Fala B bowiem "niemal zawsze skazana jest na całkowite zniesienie przez falę C".I tak - moim zdaniem - powinno być i tym razem: wbrew opinii większości rynek nie znajduje się w nowym impulsie wzrostowym, a WIG przynajmniej jeszcze raz spadnie w okolice 10 tys. pkt., a może nawet zdecydowanie niżej.
TOMASZ JÓŹWIK