Przyjęta w ubiegłym roku ustawao finansachpublicznych miała zwiększyć dyscyplinę wydawaniapaństwowych pieniędzyi przybliżyć metodologię naszych zapisów budżetowychdo standardów europejskich.
Najwyraźniej cel ten nie został osiągnięty, skoro mnożą się sygnały, świadczące o tym, że z kasy publicznej wypływają pieniądze, które nie są księgowane jako wydatki budżetu. Workiem bez dna staje się Agencja Rozwoju Przemysłu, która raz za razem wyręcza budżet centralny w finansowaniu celów, nie przewidzianych wcześniej w ustawie. Agencja "znalazła" pieniądze na dodatkowe odprawy dla górników. Chodziło o niebagatelną sumę 400 mln złotych, które spółki górnicze pożyczyły po to, by szybciej zwalniać niepotrzebnych pracowników. Tak naprawdę Agencja była tylko pośrednikiem; pieniądze pochodzą z Funduszu Pracy, którego budżet jest przecież zatwierdzany razem z budżetem państwa. Ustawa nie przewidywała tego wydatku - skąd zatem wzięła się ta niebagatelna w końcu kwota? Górnictwo, mimo wsparcia Agencji, wciąż jest pod kreską i bez dalszego dofinansowania nie będzie nawet w stanie płacić wysokich pensji górnikom i dyrektorom spółek. W ubiegłym tygodniu do gazet przedostała się wiadomość, że kolejna porcja dotacji dla deficytowych kopalń pójdzie nie bezpośrednio z budżetu, ale z instytucji finansowych, które udzielą spółkom węglowym kredytów. Czy instytucje te zrobią dobry interes, skoro spółki przynoszą straty i nic nie wskazuje na to, by miały być wypłacalne? Bardzo dobry, ponieważ kredyty - jak podały gazety - miałyby być gwarantowane przez Ministerstwo Finansów. Informacji tej - podanej przez największą w Polsce gazetę - resort nie potwierdził, ale też nie zdementował. A powinien bić na alarm, bo przecież gwarancja kredytowa to nic innego, jak wydawanie publicznych pieniędzy - tyle że w sposób zakamuflowany. Jeśli Ministerstwo Finansów rzeczywiście udzieliłoby gwarancji, i to pod wyraźnym naciskiem grup grożących strajkiem - byłby to znak, że finanse publiczne są w poważnym niebezpieczeństwie.Skoro Agencja Rozwoju Przemysłu potrafi w cudowny sposób mnożyć swoje środki, to nic dziwnego, że są nowe pomysły, jak z jej kasy skorzystać. Agencja miała na przykład kupić w zastępstwie Ministerstwa Obrony Narodowej kilka tysięcy karabinów, by ratować w ten sposób bliskie bankructwa Zakłady "Łucznika" w Radomiu. Transakcja ta wprawdzie nie doszła do skutku, ale jest bardzo prawdopodobne, że do kasy Agencji sięgnie wkrótce kolejne ministerstwo, naciskane przez kolejny komitet strajkowy. Już znalazł się podobno sposób na zakup karabinów: zostaną kupione za kredyt udzielony przez jeden z dużych polskich banków. Pośredniczyć ma znów Agencja Rozwoju Przemysłu lub Agencja Mienia Wojskowego. Przypomnijmy, że pierwsza jest spółką Skarbu Państwa, której zadaniem jest naprawa państwowych przedsiębiorstw. Druga ma sprzedawać majątek, będący w gestii wojska - głównie mieszkania. Co ma wspólnego pompowanie pieniędzy dla górnictwa czy kupowanie niechcianych przez wojsko karabinów ze statutowymi funkcjami obu agencji? Jeśli pieniądze wydawane są przez nie w sposób nieprzemyślany, stratę poniesie państwo - a pośrednio podatnicy, i to niezależnie od tego, czy pieniądze są księgowane jako wydatek budżetowy, czy nie. Zresztą, nawet jeśli pieniądze do agencji wrócą i nie poniosą one straty - wyręczanie budżetu państwa jest niezwykle groźne. Te pozabudżetowe wydatki są w taki czy inny sposób przez budżet gwarantowane, a więc tak naprawdę są wydatkami publicznymi, które zwiększają zadłużenie państwa i deficyt. W dodatku dyskrecjonalna forma tych wydatków sprawia, że nie są one kontrolowane ani przez powołanych do tego reprezentantów społeczeństwa, ani przez zainteresowanych stanem finansów publicznych inwestorów i przedsiębiorców.Poza centralnym budżetem, którego dochody i wydatki są określone w ustawie, wypływają publiczne pieniądze. Świadczy to o tym, że albo ustawa o finansach publicznych jest dziurawa i należy ją jak najszybciej nowelizować, albo jest naruszana i powinna zająć się tym NIK, a może także prokurator. Dalsze tolerowanie takiego stanu rzeczy prowadzić będzie do zachwiania wiarygodności prowadzonej przez rząd polityki fiskalnej.
Witold Gadomski,
publicysta "Gazety Wyborczej"