Przyciągając klientów, banki chcą więcej zarabiać
Z niemal rocznym poślizgiem wystartował pilotażowy program polskich kart z mikroprocesorem. W pierwszej fazie 9 banków wyemituje ok. 20 tys. debetowych i kredytowych kart Visa. Połowa będzie należała do PKO BP - on pierwszy zaczął wydawać karty - na razie swym pracownikom. Pierwszej transakcji dokonał wiceprezes Sławomir Lachowski, będący przewodniczącym komitetu decyzyjnego projektu.Pojawienie się w Polsce najnowszego pomysłu rynku kartowego daje okazję do snucia kolejnych prognoz jego rozwoju. Jak się wydaje, możliwych scenariuszy jest kilka. Pierwszy - najgorszy dla klientów - to koncentrowanie się banków na wprowadzaniu kolejnych nowości - nie tylko związanych z kartami płatniczymi - bez dbania o to, co już w ofercie mają. Drugi - niewiele lepszy - to skoncentrowanie się na rozszerzaniu oferty bez zajmowania się zwiększaniem sieci akceptacji. Trzeci, to wprowadzanie wszystkich nowinek światowych i stopniowe rozszerzanie ich zasięgu.Analiza zachowań banków zdaje się wskazywać jednak na czwarty scenariusz, będący kompilacją trzech wymienionych (nie zawsze wybierano przy tym najlepsze ich elementy). Minęło już chyba zachłyśnięcie elektronicznymi gadżetami, w którego wyniku liczba wydanych Maestro i Electron rosła w postępie geometrycznym, a akceptujących je punktów - co najwyżej arytmetycznym. Choć nadal można mieć pretensje o zbyt małą liczbę elektronicznych terminali w punktach handlowo-usługowych, to w tym roku widać znacznie większą dbałość o lokalizację bankomatów. Coraz więcej pojawia się ich poza dużymi aglomeracjami - zwłaszcza w miejscowościach wypoczynkowych. Początek mikroprocesorowego projektu - to 20 tys. kart, akceptowanych początkowo w 200 miejscach w Warszawie, a zatem średnio 100 kart na punkt. Daleko nam wprawdzie do Wielkiej Brytanii, gdzie do końca br. liczba chipowych kart ma sięgnąć 5 mln, a w 2001 r. 75% wszystkich plastikowych pieniędzy ma posiadać mikroprocesor, ale jesteśmy pierwsi w Europie Wschodniej, wyprzedzając wiele krajów Unii Europejskiej.Coraz nowocześniejszy i bardziej dostępny obrót bezgotówkowy, to jedno z dwóch, bodaj czy nie najważniejszych, zjawisk na polskim rynku detalicznym w tym roku. Drugim jest coraz powszechniejsze wprowadzanie opłat za prowadzenie rachunków oszczędnościowo-rozliczeniowych. Od sierpnia 3 zł od Eurokonta pobiera drugi na rynku Pekao SA. Nie robi tego jeszcze lider, PKO BP, ale - mimo zapewnień - można się tego w niedalekiej przyszłości spodziewać. Zawężanie marż, którego nie powstrzyma (a nawet może przyspieszyć) redukcja stóp rezerw obowiązkowych, skłania do poszukiwania dodatkowych źródeł przychodów. Jest to skłonność tym silniejsza, że polskie banki jeszcze jakiś czas będą ponosić wysokie koszty wprowadzania nowych technologii. W przypadku Pekao SA są one dodatkowo związane zarówno z chęcią przewodzenia rynkowi, jak i trwającym procesem łączenia w jedną strukturę czterech banków. PKO BP z kolei, nie mające tak szerokich jak banki giełdowe możliwości korzystania z rynku kapitałowego, staje powoli przed barierą, blokującą dalszy wzrost akcji kredytowej - zbyt niskimi funduszami własnymi. Gdyby bank zdecydował się na wprowadzenie takiej samej opłaty jak konkurenci, zyskiwałby miesięcznie niemal 10 mln zł.
PRZEMYSŁAW SZUBAŃSKI