Rekordowe upały na amerykańskim wschodnim wybrzeżu już się zakończyły, nawet spragniona deszczu wyschnięta suszą ziemia doczekała się pierwszych kropli wilgoci. Tymczasem na Wall Street temperatury wcale nie spadają. Analitycy, ekonomiści i inwestorzy nie mają chwili wytchnienia.

Decyzja Fed (banku centralnego USA) o podniesieniu dwóch głównych stóp procentowych o ćwierć punktu procentowego była powszechnie oczekiwana przez większość zainteresowanych na rynkach finansowych. Zapowiadał ją sam Alan Greenspan, szef Federal Reserve, mówiąc wielokrotnie, że amerykański bank centralny jest gotów stanowczo przeciwdziałać wszelkim zagrożeniom inflacyjnym, a zwiastuny tego zagrożenia pojawiały się ostatnio w amerykańskiej gospodarce. Bankierzy obawiają się bowiem, że ze względu na wyraźny niedostatek siły roboczej, firmy mogą próbować windować płace, by skusić ludzi do przyjścia do pracy. A to może podnieść koszty produkcji i zwiększyć inflację.Reakcja Wall Street na komunikat z posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku była dziwna. Najpierw Dow Jones spadł o 60 pkt., ale natychmiast odbił w górę i znalazł się na poziomie 11 363 pkt. - wyższym o ponad 60 pkt. od ostatniego rekordu wszech czasów, pobitego nie dalej jak w poniedziałek (11 299,76 pkt.).Emocje jak podczas jazdy szybką kolejką roller-coaster w wesołym miasteczku - wagoniki pędzą w górę tylko po to, by za chwilę zacząć spadać. W piętnaście minut po przeskoczeniu rekordu nastąpił powtórny szybki spadek najważniejszego giełdowego wskaźnika. Skoki Dow Jones niektórzy obserwatorzy próbowali nazwać odzwierciedleniem mieszanych uczuć specjalistów na Wall Street. Owe nieokreślone jednoznacznie uczucia wiążą się niewątpliwie z obawami, że decyzja Federal Reserve spowoduje wzrost cen kredytów, zarówno konsumpcyjnych, jak i inwestycyjnych, przez co również może wpłynąć na ochłodzenie amerykańskiej koniunktury gospodarczej. Koniunktury, trzeba przyznać, znakomitej i silnie rozgrzanej przez ostatnie kilkanaście miesięcy.Ale przecież to jest roller-coaster. Inwestorzy i ich maklerzy szybko dali sobie radę z uczuciem niepokoju. Po spadku przychodzi przecież ostry zakręt i pięcie się w górę.Tak było już w środę. Wzrost cen akcji na Wall Street wywindował indeks Dow Jones Industrial na rekordowe wyżyny. Podstawowy wskaźnik koniunktury na parkiecie w Nowym Jorku zyskał 42,74 pkt. i osiągnął na zamknięciu 11 326,04 pkt.Jednak euforia na Wall Street nie trwała długo. Wagoniki kolejki roller-coaster weszły w kolejny ostry zakręt.Inwestorów zmroził już w czwartek opublikowany w Waszyngtonie przez departament handlu raport, z którego jasno wynika, że w drugim kwartale tempo wzrostu gospodarczego w USA spadło do zaledwie 1,8 procent w przeliczeniu rocznym, to jest do poziomu znacznie niższego niż w poprzednich kilku kwartałach.Dane departamentu handlu wskazują na zwiększenie deficytu handlowego USA i jego negatywnego wpływu na PKB. Deficyt handlowy osiągnął w drugim kwartale wartość 33,8 miliardów dolarów, w związku ze wzrostem importu aż o 14,4 procent, przy umiarkowanym wzroście eksportu o 4,3 procent.Eksperci podkreślają, że rosnąca szybko nierównowaga w amerykańskim handlu zagranicznym jest niczym innym jak odbiciem międzynarodowego kryzysu finansowego. Kryzys, wbrew zapewnieniom wielu przedstawicieli administracji i uspokajających twierdzeń niektórych ekonomistów, wpłynął bowiem osłabiająco na eksport amerykański, zwiększając jednocześnie bardzo poważnie zakupy za granicą amerykańskich importerów, korzystających ze spadku cen na wielu rynkach objętych kryzysem.Mimo pesymistycznego raportu eksperci nie upadają na duchu i twierdzą nadal, że w skali całego roku amerykański PKB może wzrosnąć o ok. 4 procent.Jednak najpilniej na świecie obserwowany wskaźnik giełdowy - Dow Jones - znowu poszedł w dół.

Dorota Warakomska (TVP SA)

Waszyngton