Korzyści i koszty reform

Nie po raz pierwszy spotykamy się z falą wzmożonej krytyki rządu i jego polityki gospodarczej. Nowym elementem jest znaczne rozszerzenie obszaru negatywnie ocenianych dziedzin i zwłaszcza ostre odniesienie się do kwestii otwarcia zbyt szerokiego frontu niedostatecznie przygotowanych reform.Zarówno poprzednia, jak i obecna koalicja popełniały i popełniają podobny błąd, który polega na przedstawianiu proponowanych reform w nadmiernie różowych kolorach. Mówiło się głównie o korzyściach społecznych z reform, nie przedstawiało się dostatecznie ich kosztu oraz dolegliwości niesionych przez reformy dla niektórych grup społecznych. Na złożoność obecnej sytuacji składa się dodatkowo zatarcie granicy między reformami a zwykłymi ustępstwami rządu, wymuszanymi przez grupy roszczeniowe w górnictwie węgla kamiennego, służbie zdrowia, edukacji czy rolnictwie.Kotłuje się wokół rządowego projektu reformy podatków i założeń projektu ustawy budżetowej na 2000 r. Wyniki finansowe w sektorze przedsiębiorstw są więcej niż skromne, co przemawia za obniżeniem stopy podatkowej od osób prawnych. Spornym problemem jest likwidacja ulgi inwestycyjnej i ulg związanych z mieszkalnictwem, co na początku bieżącego tygodnia znalazło wyraz w Sejmie w obradach Komisji Finansów Publicznych. Przedmiotem krytyki ze strony opozycji jest proponowany (rzekomo zbyt znaczny) stopień zmniejszenia zróżnicowania podatku od dochodów osobistych. Czeka nas więc burzliwa debata i grozi, podobnie jak w ub.r., że faktyczne obniżenie stopy podatkowej będzie mniejsze od zapowiadanego.Nie wiadomo, co się ostatecznie stanie z podatkami, a jednocześnie nie można odkładać prac nad przygotowaniem projektu ustawy budżetowej na 2000 r., który rząd powinien w połowie września ostatecznie rozpatrzyć i przedłożyć Sejmowi.Przypomnijmy, że w założeniach do projektu tej ustawy MF przewidywało dochody budżetu państwa o ok. 2 mld zł niższe, niż w tym roku i o ok. 0,3 mld zł niższy deficyt (w ustawie budżetowej na br. zakładano, że deficyt ten będzie stanowił 2,15% PKB, wobec 2,4% w ub.r.), co oznaczałoby, że wydatki powinny być o 2,3 mld zł niższe, niż zapisano w ustawie na br. (MF proponowało w 2000 r. dalsze zmniejszenie udziału deficytu w PKB do - jak wynika z mojego szacunku - ok. 1,85%). Minister Jerzy Kropiwnicki, szef RCSS, na konferencji prasowej w końcu ubiegłego tygodnia stwierdził, że jego zdaniem deficyt ten powinien wzrosnąć nawet do 2,5% PKB. Czy rząd w najbliższym czasie podtrzyma wersję MF, czy RCSS? Nie mniejsze wątpliwości dotyczą przewidywanych wielkości PKB, ponieważ wzrost produkcji w przemyśle i budownictwie w pierwszych 7 miesiącach był niższy, niż wynikało z oficjalnych przewidywań.W debacie sejmowej nad przyszłoroczną ustawą budżetową nie będzie można uniknąć zajęcia stanowiska wobec pozabudżetowej części sektora finansów publicznych. Dochody budżetu państwa wynoszące w ub.r. 126,5 mld zł stanowiły 55,5% dochodów tego sektora (228 mld zł), wydatki (139,8 mld zł) 57,8 (z 242 mld zł), a deficyt 14 mld zł (2,5% PKB). MF przewidywało wzrost tego deficytu w br. do 2,6% PKB oraz jego zmniejszenie do 2,5% PKB w 2000 r. Krzysztof Rybiński z ING Barings szacuje, że deficyt ten może wzrosnąć z 3% w br. do 4,8% w roku przyszłym. Podobne szacunki skłoniły dwa tygodnie temu RPP do ostrzeżenia rządu przed następstwami rozluźnienia finansów publicznych. Choć nie przypuszczam, by przy osłabionym wzroście gospodarczym RPP zdecydowała się na wzrost stopy procentowej (K. Rybiński uważa, że dość znacznie wzrosło w ostatnim czasie prawdopodobieństwo podwyższenia stopy procentowej o 1-2%), to nie powinno się obecnie oczekiwać jej szybkiego obniżenia.

MAREK MISIAK