Liberalizacja rynku telekomunikacyjnego
Wpływ liberalizacji rynku połączeń międzymiastowych na wyniki finansowe TP SA będzie prawdopodobniemniejszy, niż się sądzi. Z roku na rok spada bowiem procentowy udział przychodów spółki w tym sektorze rynku.
Według Michała Buczyńskiego, analityka branży telekomunikacyjnej z COK Banku Handlowego, operatorzy long distance pojawią się "fizycznie" na rynku w połowie 2000 r., pod warunkiem że nie nastąpią kolejne opóźnienia w organizacji przetargu (pierwotnie planowano go przeprowadzić na początku br.) W poniedziałek minister łączności Maciej Srebro ogłosił, że przetarg na long distance zostanie rozstrzygnięty na przełomie 1999 i 2000 r., a koncesję otrzyma trzech operatorów.Konkurencja między TP SA i innymi operatorami międzystrefowymi doprowadzi - według M. Buczyńskiego - do utraty przez TP SA w ciągu pierwszego roku od wprowadzenia liberalizacji ok. 20% rynku połączeń międzymiastowych, co z pewnością odbije się także na spadku dynamiki przychodów TP SA. Paradoksalnie jednak, jej wpływ na wyniki finansowe spółki nie musi być równie znaczny, jak przejęcie części rynku przez konkurentów. - Według moich szacunków, procentowy udział przychodów z rozmów międzymiastowych grupy TP SA (także Centertela) w całkowitych przychodach spadnie w tym roku do 16% z 25% w roku ubiegłym. W ciągu najbliższych 2-3 lat może on spaść do 8%. Stąd wniosek, że ryzyko związane z liberalizacją rynku połączeń międzymiastowych nie jest dla TP SA tak duże, jak mogłoby się wydawać - powiedział PARKIETOWI M. Buczyński.Zdaniem M. Buczyńskiego, TP SA może zrekompensować sobie utratę wpływów z połączeń międzymiastowych wzrostem opłat za abonamenty oraz połączenia lokalne. Przyznał to pośrednio w niedawnym wywiadzie dla PARKIETU prezes TP SA Paweł Rzepka, mówiąc, że nie należy spodziewać się obniżenia cen rozmów lokalnych i abonamentu, który jest obecnie jednym z najtańszych w Europie, a wręcz należy oczekiwać podwyżki. Analityk COK BH podkreśla, że ceny połączeń międzymiastowych już teraz znacznie zbliżyły się do cen innych europejskich telekomów (wpływają na to kurs dolara oraz obniżka taryf, na którą zdecydowała się TP SA). - Potencjalnie większym zagrożeniem dla operatorów stacjonarnych może być częściowa migracja ruchu głosowego do telefonii komórkowej - uważa M. Buczyński.Doradca ministra łączności Jarosław Nawrotek przyznaje, że Telekomunikacja Polska może obawiać się utraty swojej monopolistycznej pozycji. Jednak - jego zdaniem - w dłuższej perspektywie na liberalizacji rynku skorzystają wszyscy: klienci - bo zmniejszą się ceny połączeń, TP SA - bo wzrośnie ruch w sieci. J. Nawrotek uważa, że w Polsce nie dojdzie jednak do "wariantu niemieckiego". W 1998 r., pierwszym roku obowiązywania liberalnego prawa telekomunikacyjnego, Deutsche Telekom straciła aż 30% rynku long distance, a ceny połączeń międzymiastowych spadły przeciętnie o 70%. Zdaniem analityków, podstawową przyczyną szybkiej utraty rynku przez DT było przyjęcie regulacji prawnych, na mocy których Deutsche Telekom została zmuszona do udostępnienia swojej sieci konkurencyjnym operatorom (podobne rozwiązanie resort łączności planuje również w Polsce). Według J. Nawrotka, konkurencyjnym wobec DT operatorom sprzyjają w Niemczech przepisy o ilości tzw. punktów dostępu do sieci DT. Im mniej takich punktów, tym mniejsze koszty wejścia na rynek ponosi nowy operator. Na razie nie wiadomo, ile punktów dostępu do sieci będą musieli posiadać operatorzy w Polsce (oczywiście ci, którzy zdobędą koncesję nie posiadając własnej sieci). - Informacje te zostaną ujawnione zainteresowanym firmom w dokumentacji przetargowej - mówi J. Nawrotek.TP SA nie musi na razie obawiać się konkurencji na rynku połączeń międzynarodowych. Minister M. Srebro twierdzi bowiem, że nie zamierza przyspieszać liberalizacji w tej dziedzinie ponad to, czego wymaga od Polski Unia Europejska. Zgodnie z planem, rynek połączeń międzynarodowych ma zostać zliberalizowany dopiero 1 stycznia
GRZEGORZ BRYCKI