Kończący się rok był dla gospodarki jednym z najtrudniejszych w tej dekadzie. Rozpoczął się od znacznego spowolnienia wzrostu gospodarczego, a jednocześnie spadku inflacji. Kończy się wyraźnym ożywieniem, a jednocześnie niebezpiecznie wysokim poziomem inflacji. To oczywiście efekt zmiany światowej koniunktury. Przed rokiem wielu ekonomistów prognozowało światową recesję, spowodowaną kryzysem finansowym w Azji, Brazylii i Rosji. W rzeczywistości światowa gospodarka utrzymała dodatnie tempo wzrostu, ale znacznie je spowolniła. Pojawiła się też zapomniana od wielu lat deflacja. Ceny większości surowców i produktów rolniczych spadły o kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt procent, a kulminacja tego trendu przypadła na koniec I kwartału. Światowa deflacja znacznie pomogła Polsce zwalczać inflację, której wskaźnik spadł w marcu do niespodziewanie niskiego poziomu. To był jedyny powód do zadowolenia w I kwartale. Produkcja przemysłowa spadła i pesymiści przewidywali, że spadnie także PKB. Coraz częściej w publicystyce ekonomicznej pojawiało się słowo: recesja. Mimo wszystko gospodarka utrzymała wzrost, choć niepokojący był spadek eksportu. Nie ma jeszcze wyników handlu zagranicznego za cały rok. Prawdopodobnie w końcu roku eksport się ożywił. Okazało się jednak, że nasze firmy są na rynkach międzynarodowych mało konkurencyjne. Niewielkie nawet pogorszenie koniunktury za granicą powoduje, że polskie firmy tracą odbiorców. Dlatego nasza gospodarka jest wrażliwa na trendy, kształtujące się na rynkach światowych. Jej chroniczną bolączką jest wysoki deficyt na rachunku obrotów bieżących. Osiągnął on poziom bliski 7% PKB i dalsze jego pogłębienie będzie niebezpieczne dla równowagi gospodarczej. W dodatku głęboki deficyt został osiągnięty przy niższej dynamice PKB. Przyspieszenie wzrostu gospodarczego i inwestycji w przyszłych latach może doprowadzić do tego, że deficyt obrotów bieżących wymknie się spod kontroli.Przez cały miniony rok Ministerstwo Finansów starało się utrzymać deficyt fiskalny w granicach, opisanych ustawą budżetową. W połowie roku wydawało się, że nieuchronna będzie nowelizacja budżetu. Później deficyt fiskalny ustabilizował się. W zamian jednak rosła dziura w finansach Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Na jesieni rząd dofinansował ZUS "kredytem", który tak naprawdę był budżetową dotacją. Finansowe problemy ZUS spowodowały, że rzeczywisty deficyt finansów publicznych zwiększył się. Była to jedna z przyczyn wzrostu inflacji w drugiej połowie roku. W budżecie przyszłorocznym przewidziana jest większa dotacja do FUS. Należy się jednak liczyć z tym, że kryzys finansowy systemu ubezpieczeń społecznych będzie w dalszym ciągu negatywnie oddziaływał na równowagę makroekonomiczną. Dodatkową przyczyną problemów ZUS jest tworzenie funduszy emerytalnych, do których zapisało się prawie o 50% osób więcej niż wstępnie szacowano. Luka w finansach publicznych, wynikająca z przekazania części składek do funduszy, jest w coraz większym stopniu wypełniana wpływami z prywatyzacji. W minionym roku były one o kilka miliardów złotych większe niż planowano. Niepokojące jest to, że głównym celem prywatyzacji staje się pozyskiwanie środków na potrzeby państwa, a nie naprawa gospodarki. Prywatyzacyjnego majątku wystarczy zaledwie na kilka lat.Mimo wszystko w minionym roku rozpoczęła się restrukturyzacja kilku kluczowych branż gospodarki, przede wszystkim górnictwa węgla i hutnictwa. W przyszłym roku rozpocznie się restrukturyzacja kolei. Proces ten powoduje wzrost bezrobocia, rejestrowanego przez statystyki. Na dłuższą metę można się jednak spodziewać, że restrukturyzacja branż, przynoszących dotychczas ogromne straty, przyczyni się do zdynamizowania gospodarki.W minionym roku warszawska giełda, jak cała gospodarka, przeżyła odwrócenie trendu. We wrześniu rozpoczęła się bessa, która trwała przez dwa miesiące. Jej przyczyną był odpływ kapitału zagranicznego, zniechęconego sygnałami, świadczącymi o pogłębiającej się nierównowadze gospodarki. Ale ostatni miesiąc okazał się niespodziewanie dobry. Wskaźniki giełdowe odrobiły straty i osiągnęły roczne maksyma. To dobry punkt wyjścia do kontynuacji wzrostu w pierwszych miesiącach przyszłego roku.

Witold Gadomski

publicysta "Gazety Wyborczej"