Nowy Pieniądz inwestuje
Ceny na aukcjach osiągały w 1999 roku rekordowy poziom. Prasa fachowa - w tym również finansowa - zastanawia się nad przyczynami i perspektywami zwyżki.
Poprzednia hossa wystąpiła pod koniec lat 80. i skończyła się w początkach lat 90. Jej symbolem była m.in. cena 78 mln USD zapłacona w 1990 r. za "Moulin de la Galette" Rénoira i 54 mln USD zapłacone w 1987 r. za "Irysy" van Gogha. Później, mniej więcej do połowy 1998 roku, rynek charakteryzowała niestabilność. Od 18 miesięcy, a szczególnie od początku 1999 r., znów trwa silna zwyżka.Rekordowo wysokie ceny uzyskują na aukcjach w Nowym Jorku, Londynie i Paryżu tradycyjnie dobrze spisujące się dzieła impresjonistów i postimpresjonistów, przede wszystkim Rénoira, van Gogha, Moneta, Gaugina, Cézanne'a, Toulouse-Lautreca. Dobrze też sprzedaje się Modigliani i Degas. W przypadku tych twórców, wysokie ceny dzieł dyktuje - oprócz innych przyczyn - systematycznie kurcząca się podaż.Oto parę przykładów cen z roku 1999. Na aukcji majowej (Sotheby's - Nowy Jork), "Draperię, dzbanek i kompotierkę" Cézanne'a sprzedano za rekordową sumę 60,5 mln USD (dwukrotnie wyższą niż ostatnim razem), a zbiór 12 litografii Toulouse-Lautreca - za 882,5 tys. USD. Na listopadowej aukcji (Sotheby's - Nowy Jork) "Piękną rzymiankę" Modiglianiego sprzedano za 30 mld lirów (ok. 15,6 mln USD), a "Le Pichet de grés" Cézanne'a również za taką sumę. Na grudniowej aukcji (Sotheby's - Londyn) szkic van Gogha (do jego słynnego krajobrazu znajdującego się w nowojorskim Metropolitan) uzyskał 5 281 tys. funtów, stając się najdroższym rysunkiem w historii. W Nowym Jorku "Autoportret bez zarostu" tegoż mistrza uzyskał 71 mln USD.Jedną z cech charakterystycznych obecnej hossy jest ożywiony popyt również na sztukę XX wieku - od wczesnego kubizmu po awangardę lat dziewięćdziesiątych. Zdaniem cytowanych przez "The Wall Street Journal" szefów działu sztuki XX w. londyńskiego oddziału domu aukcyjnego Christie's Bretta Gorvy'ego i Grahama Southerna - "przedmiotem najostrzejszej rywalizacji kupujących są dzieła Pablo Picassa, Juana Grisa, Fernanda Legera, Julio Gonzaleza, Henry'ego Moore'a, Luciana Freuda, Davida Hockneya, Howarda Hodgkina i Andy'ego Warhola, a także Roberta Gobera, Christophera Wooda, Jeffa Koonsa i Matthewa Barneya".Oto parę przykładów cen z 1999 roku. Na czerwcowej aukcji (Christie's - Londyn) "Wielkie krzesło elektryczne" Warhola sprzedano za 1,6 mln funtów (dwukrotnie więcej niż oczekiwano), "Filiżanka, szklanki i butelka" kubisty Grisa - za 3 mln funtów (trzy razy więcej niż przewidywano), a metaloplastyczna praca Wooda (na majowej aukcji Christie's w Nowym Jorku) za 420 tys. USD (czyli za cenę 10-krotnie wyższą od ceny wywoławczej).Na listopadowej aukcji (Sotheby's - Nowy Jork) obraz Picassa "Akt w czarnym fotelu" ("jeden z najpiękniejszych tego mistrza") uzyskał 45,1 mln USD, a w dzień później drugi obraz Picassa ("Kobieta siedząca w ogrodzie") osiągnął na aukcji Christie's w Nowym Jorku sumę 49,5 mln USD.Warto dodać, że w ciągu tych dwu listopadowych dni Sotheby's i Christie's - największe w świecie domy aukcyjne i najwięksi rywale - zainkasowały łącznie, głównie dzięki obrazom Picassa, ale nie tylko, w sumie 476 mln USD (Sotheby's - 242 mln USD, a Christie's - 234 mln USD).Przyczyny ożywieniaJedną z przyczyn zainteresowania sztuką, zwłaszcza dziełami stworzonymi w XX wieku, jest specyficzny nastrój fin-de-siécle'u. Mija wiek XX, więc zakupienie dzieła akurat teraz zostanie wpisane w jego historię, stanowiąc dobre uzupełnienie takich walorów dzieła, jakie się liczą przede wszystkim, m.in. sława twórcy, okres powstania, jakość i piękno obrazu, jego rzadkość i "charakter".Wzrost zainteresowania sztuką występuje zresztą w całym społeczeństwie, również w warstwach klasy średniej krajów rozwiniętych, zwłaszcza w USA i Europie Zachodniej. Świadczy o tym ogromny wzrost frekwencji w muzeach i na wystawach. Wolfgang Wilke, analityk rynku sztuki w Dresdner Bank, uważa, że "e liczba zwiedzających muzea, co przekłada się na spektakularny wzrost cen w niektórych segmentach rynku". Zdaniem socjologów amerykańskich, zainteresowanie sztuką jest zjawiskiem długofalowym, co musi pozytywnie oddziaływać na rynek dzieł sztuki.Giełdy, Dolina Krzemowa i sztukaJednak - jak zgodnie twierdzą eksperci z dziedziny finansów, historii sztuki i socjologii - największą bezpośrednią siłą sprawczą "boomu" jest wzrost bogactwa, mający swe źródło w doskonale spisującej się gospodarce amerykańskiej i w hossie na rynku akcji.Pojawiła się nowa warstwa ludzi bogatych, właścicieli i akcjonariuszy spółek wysoko rozwiniętej techniki, głównie internetowych i komputerowych, ludzi młodych (30 - i 40-latków, a już milionerów, jeśli nie miliarderów). W ich wypadku posiadane dzieło sztuki spełnia parę ról. Po pierwsze - jest długoterminową i pewną (a nie krótkoterminową i spekulacyjną) lokatą dla siebie i dla dzieci. Po drugie - jest symbolem ich rosnącego statusu społecznego. Jak wyraził się pewien włoski znawca, "po pałacach, willach i jachtach przyszła kolej na sztukę".Cytowany przez "Le Monde" nowojorski marszand Achim Moeller, doradca kolekcjonera Johna Whiteheada, prezesa banku inwestycyjnego Goldman & Sachs, mówi: "wystarczy przyjrzeć się prowadzonej przez pismo "Forbes" liście 400 najbogatszych Amerykanów, aby zrozumieć oddziaływanie na rynek sztuki przez bogactwo pochodzące z giełd i Doliny Krzemowej". Ta nowa generacja kolekcjonerów - dodaje Moeller - inwestuje przede wszystkim w to, co znane, łatwo rozpoznawalne i pewne, a nie w sztukę nowoczesną i awangardową, która odpowiada innym kryteriom. Ludzie ci nie chcą ryzykować, bo nie muszą. Poza tym, jako ludzie interesu, wiedzą, że muszą korzystać z fachowego doradztwa i często zatrudniają konsultanta, który im pomaga w zakupach - na aukcjach i poza aukcjami.Lokata, symbol statusu, ale i przyjemnośćWiększość wytrawnych marszandów i znawców z reguły radzi początkującym kolekcjonerom, że powinni kupować - bez względu na główny cel nabytku - dzieło, które ma sprawiać im przyjemność. Taką rolę spełnia na pewno zbiór dzieł jednego z najsłynniejszych w USA kolekcjonerów - biznesmenów Steve'a Wynna. Miliarder ten zamienił jedno ze swoich kasyn w Las Vegas w minimuzeum (wraz z restauracją "Picasso"), szczycące się 40 obrazami wielkich mistrzów (w tym Degasa i Modiglianiego), które zwiedziło już 700 tys. osób, płacąc za wstęp 12 dolarów. Wynn mówi: zwłaszcza na zachodnim wybrzeżu USA, San Francisco, w całej Kalifornii, powstały fortuny... Ich właściciele kupują wszystko z wyjątkiem malarstwa starodawnego. Nie spekulują, bo mają już pakiety akcji... Kupują dla przyjemności, tak jak ja.Nowe metodyDawniej domy aukcyjne nastawiały się na obsługę marszandów i wybitnych znawców. Dzisiaj muszą brać pod uwagę upodobania i obyczaje nowej generacji kolekcjonerów. Muszą także uwzględniać - na równi z innymi sektorami biznesu - wymogi sprawnego zarządzania, marketingu i reklamy.Wyraźnie rysuje się tendencja do nadawania poszczególnym aukcjom wyjątkowego, szczególnego charakteru, wydźwięku i wystroju, co jest najłatwiejsze w wypadku wystawiania na sprzedaż kolekcji dzieł (a także pamiątek) znanych osobistości żyjących lub już nieżyjących. Taka aukcja musi być wydarzeniem, hitem w mediach, sensacyjną wiadomością.Zapowiedzią tej tendencji była zorganizowana w 1997 r. przez Sotheby's aukcja zbiorów Pameli Harriman, wielkiej damy amerykańskiej high-society i dyplomacji. W 1999 roku takimi wydarzeniami, (o obfitym pokłosiu finansowym) były: majowa aukcja Sotheby's w Nowym Jorku, na której sprzedawano impresjonistyczną i nowoczesną sztukę z kolekcji państwa Betsey i Johna Whitney'ów, a więc pary najznakomitszych kolekcjonerów i znawców sztuki w USA, lipcowa aukcja Christie's w Londynie, na której sprzedawano kolekcję Baronów Nathaniela i Alberta von Rotschild i która - zdaniem recenzenta z "International Herald Tribune" - była największą ekstrawagancją, jaką widział rynek sztuki (patrz ramka).Co będzie dalej?Większość komentatorów przewiduje utrzymanie się hossy poza okres "fin-de-siecle'u", m.in. ze względu na całkowitą zmianę profilu kolekcjonera. David Norman, szef działu klasyki nowoczesnej nowojorskiego oddziału Sotheby's, uważa, że jedną z najważniejszych cech rynku jest to, że sztukę kupuje się dzisiaj za pieniądze własne, a nie pożyczane, jak w latach osiemdziesiątych (na zakup "Irysów" van Gogha australijski nabywca połowę sumy pożyczył, m.in. od domu aukcyjnego). Jeśli więc nawet koniunktura gospodarcza i giełdowa się pogorszy, ludzie nie będą musieli wyprzedawać swoich nabytków. Zdaniem Normana, na początku lat dziewięćdziesiątych rynek sztuki załamał się, ponieważ znalazł się pod presją wyprzedaży przymusowych.Tak czy owak konkluzja wydaje się oczywista: skoro ceny dzieł sztuki w ostatecznej kolejności wywindowała hossa na giełdach akcji, to nie można wykluczyć, że ewentualny rynek niedźwiedzi ostudzi temperaturę na rynkach sztuki. Ale i w takim wypadku najbardziej ucierpiałyby na tym ceny dzieł awangardy II połowy naszego wieku, a nie ceny dzieł okresu 1870-1920.
Fragmenty relacji dziennikarskiej Sourena Melikiana w "International Herald Tribune""Domy aukcyjne znalazły - zdaje się - rozwiązanie trudnego problemu kurczenia się podaży dzieł sztuki. Tworzą z aukcji wydarzenie, które pozwala otoczyć nawet najskromniejsze z wystawianych dzieł aurą sławy. W tej atmosferze rodem z "Alicji w Krainie Czarów" milionerzy bez opamiętania płacą ceny 10-, 20- i 50-krotnie przekraczające oczekiwania (...).Kampania reklamowa Sotheby's poprzedzająca sprzedaż kolekcji Whitney'ów była znakomita. Artykuły anonsujące tę aukcję pojawiały się w mediach ogólnokrajowych jak grzyby po deszczu, zapewniając bezcenną, i to darmową, reklamę. W dniu aukcji w pewnym momencie wydawało się, że miliarderzy i ci, którzy próbowali wyglądać jak miliarderzy, sforsują delikatne barierki dzielące publikę od rzędów krzeseł. Więc sukces przeszedł wszelkie oczekiwania. Cézanne pobił rekord światowy, a Georges Seurat poszedł za 35 mln USD... Figurka z terrakoty Maillola uzyskała 156,5 tys. USD, siedmiokrotnie więcej niż oczekiwano. Ale wszystko to przyćmiła sprzedaż kolekcji Rotschildów... przez Christie's.... Była to dziwna aukcja, znakomicie prowadzona przez prezesa Christie's lorda Hindlip. Profesjonaliści, którzy wychodzili z aukcji, zastanawiali się, co pozostało z pojęcia o skali cen. Prawie nic. Bo kiedy "wydarzenie" bierze górę nad sztuką, to nabiera ona drugoplanowego znaczenia. Liczą się złudzenia. Ludzie płacą za mit, nie za przedmiot".
Z.S.