W nowy rok warszawska giełda wkroczyła z niespotykaną werwą. Brak wyraźnych śladów destrukcyjnej działalności pluskwy milenijnej spowodował nagły wzrost optymizmu wśród inwestorów, choć teraz widać, że nie byli to doświadczeni gracze. Dwa dni ostrych spadków sprowadziły WIG o 1300 punktów poniżej poniedziałkowego szczytu i podstawowym problemem jest obecnie odpowiedź na pytanie, czy to już koniec. Fala wzrostowa zapoczątkowana w pierwszej dekadzie listopada ubiegłego roku nie była przerwana żadnym istotniejszym ruchem korekcyjnym. Wydaje się zatem, że to, co stało się na WGPW podczas dwóch ostatnich sesji, jest zjawiskiem zupełnie naturalnym, choć dynamika spadków nieco zaskakuje. Indeks utrzymał się powyżej szczytu z lipca 1999 r., co należy odczytać jako pozytywny sygnał, ale nie przesądzający o zakończeniu korekty. Przebieg dogrywki każe oczekiwać na najbliższych sesjach jakiegoś odreagowania, jednak sytuacja na naszej giełdzie jest w tej chwili silnie skorelowana z wydarzeniami na największych parkietach świata. Dramatyczny spadek wartości indeksu Don Jones we wtorek natychmiast znalazł przełożenie na kursy w Warszawie i można obawiać się, że w przyszłości będą miały miejsce podobne zdarzenia. Średnioterminowe perspektywy naszej giełdy na razie nie wydają się zagrożone, ale już przebieg wczorajszych notowań ciągłych wskazuje, że korekta jeszcze potrwa. Wprawdzie niektóre walory mogą szybko odrobić poniesione straty, ale będzie to raczej skutek ich indywidualnej siły, niż wyraz kondycji całego rynku.
.